A Wy ciągle swoje
Były pytania co rusz zadawane, które sprawiały, że niegdyś robiło mi się przykro. Czasami budziły we mnie złość, a nawet bywało, że jasny szlag mnie trafiał. To jak na nie reagowałam było zależne od mojego nastroju, a przede wszystkim od tego, kto je zadawał i w jaki sposób to robił. „Zdarta płyta” – Tak je niegdyś określałam. Od około pół roku padają znacznie rzadziej. I chwała temu blogowi, że pomógł mi je okiełznać. Teraz jestem na etapie „a dajta Wy mi święty spokój”, ewentualnie „och, ale Ty zabawny jesteś”.
Dziś wywiad z Karoliną, dziewczyną, która z czasem stała się jandrzejmamą. Dziennikarzami w tym wypadku są życzliwi ludzie, mający na uwadze moje dobro, swoje dobre samopoczucie i grom wie co tam jeszcze… Czas start.
To Ty nie pracujesz? Nie wybierasz się do pracy?
Nie wybieram się do pracy. Ja po prostu wstaję i do niej idę. Mam o tyle komfort, że nie muszę dojeżdżać i martwić się czy zdążę do roboty. No, z szefostwem użerać się muszę, a w zarządzie mojej spółki jest ich trzech. Dwóch z nich dają mi reprymendę już od około 6.00 rano. Bo brzuszek głody, skarpetek na nogach brak, piżama mało funkcjonalna w zabawie, bo tradycyjnie lekko przyluźna… także matka jaj se nie rób i bierz się do roboty… Z naczelnym szefem toczę zawzięty spór o to co ma być na obiad, jak dzielimy obowiązki podczas obrządku, o której dojenie, czy już wyjechałam na te pole… Mówię Wam… Never ending story.
Jeśli pytania te zostaną zadane załóżmy zimową porą, gdy obowiązków jest mniej, mam na nie lekko wywalone. Gorzej, gdy mamy okres żniw, wykopków i tak dalej, i tak dalej. Wtedy ból pleców i w ogóle bolesne odczuwanie każdego mięśnia w moim ciele, podsyca złość i narastające wkur******. O moją głodową emeryturę, której i tak nie wiem czy dożyję, również nie trzeba się martwić, bo jest coś takiego jak KRUS, gdzie odprowadzamy odpowiednie składki. A jeśli ktoś słysząc o tej instytucji w głowie ma tylko prześmiewcze „pffff”, to można mi śmiało wyjaśnić, bo czasami serio mnie to ciekawi: „za co najbardziej ludzie kochają ZUS?”
Krowy macie?
Jak już wcześniej wspomniałam, a i owszem. Mamy! Doimy je, myjemy im wymiona (a właściwie to najpierw myjemy wymiona, a potem doimy), wyganiamy je na pole, dbamy, by krzywda im się nie działa, bo to żywiciele naszej rodziny. Zaskoczeni?
Zagania Cię już mąż do dojenia?
Już raz to pisałam i powtarzać będę do obrzydzenia: Rolnik do obory zagania krowy, a nie kobietę, którą kocha. Jeśli kobieta do obory idzie, to znaczy, ze chce pomóc swojemu mężowi. Tak zarabiamy na życie.
Dlaczego wyszłaś za mąż za rolnika?
Bo od wielu lat Go kocham. Póki co nie nagrabił sobie na tyle, by coś się w tej kwestii miało zmienić.
Czy Twój mąż ma w ogóle dla Ciebie czas?
Olewając kwestię tego, że razem pracujemy i jesteśmy przeważnie gdzieś blisko siebie, to tak. Ma czas dla mnie i naszych synów. Zaznaczyć trzeba w tej sprawie kluczową kwestię. To czy rolnik ma czas dla rodziny, to nie jest zależne od tego kim jest z zawodu, tylko czy jest bucem, egoistą, pracoholikiem… Mało tego panowie pracujący na wsi mają czas dla siebie, na swoje pasje, hobby, zainteresowania, które często nie są związane z rolnictwem. Znam rolników, którzy są molami książkowymi, myśliwymi, wędkarzami itp. Ale są też po uszy zakochani w swoich rodzinach, które założyli z wielkiej miłości. Wiem, trochę tu wieje banałem i można od słodzenia dostać odruchów wymiotnych. Ale tak właśnie jest.
Czy mąż Ci broni pójść do innej pracy?
Nikt mi niczego nie zabronił. To była decyzja, którą podjęłam dawno temu. Mnie i męża połączyły wspólne priorytety: chęć życia na wsi, chęć założenia rodziny, deklaracja wspólnej pracy w gospodarstwie. Znam żony rolników, które pracują poza gospodarstwem. Wszystko jest kwestią wielu czynników. Prym wiedzie chęć dogadania się, troska o dobre samopoczucie współmałżonka. Grunt, to dogadać się przed ślubem, żeby nie było zaskoczenia po tak zwanym „słowie”.
Ciekawostką jest w tej sprawie fakt, że mój luby wyniuchał sam, że brakuje mi pisania i mam w sobie potrzebę robienia czegoś więcej niż praca na roli. Zjechał mnie porządnie i zasadził motywującego kopa wiadomo gdzie. Tak narodziła się jandrzejmama.
Czy Wasze dzieci będą w przyszłości obciążani pracą w gospodarstwie?
Nie wiem co przyniesie jutro, a mam wiedzieć co będzie za kilka, kilkanaście lat… Choć przyznam szczerze nic tak nie uczy odpowiedzialności i szacunku do życia jak praca.
Lekko mnie przeraża widok młodych nastolatek, strzelających rasowego focha, bo kazano im nakryć do stołu. Dziwią mnie modne hasła wśród panów, którzy ledwo od ziemi odrośli, twierdzących kpiarsko, że mając na coś wyje**** to będzie im dane. No… Nie oszukujmy się, rodzice ich kochają i nieba im przychylą. Coś tam im dane będzie. Jak jednak zrobić, by nie zafundować dzieciom mówiąc delikatnie „sieczki w głowie”? Chciałabym serio wiedzieć. Bo mądrzyć się w tym temacie nie będę. Byłam nastolatką i jeszcze pamiętam, że często żadna kara, prośba, groźba, a nawet praca w kamieniołomach nie są wstanie powstrzymać młodych gniewnych. Daj Boże jakoś to wytrzymać.
P.S. Dziś na zdjęciach cząstka tego za co pokochałam wieś.