Cudze chwalicie, a swoje znacie? – Sielski Dom i Ogród w gminie Zaręby Kościelne

 

 

Szukać zaczniesz jej w życiu,

Pogubisz się nie raz,

będziesz marzyć o odkryciu,

zrozumiesz czym jest czas.

Staniesz w miejscu, by pomyśleć,

udowodnisz, że masz rację.

Będziesz walczyć, by usłyszeć,

wewnątrz siebie, że masz PASJĘ.

 

 

Jandrzejmama i bohaterka wpisu – pierwsze spotkanie

Dziś bawię się w poetkę, bo sytuacja jest arcy szczególna. Kolejna osoba zgodziła się zostać bohaterem wpisu na moim blogu. Dla mnie za każdym razem jest to ogromne wyróżnienie. Tym razem chcąc wprowadzić Was w klimat tego co chcę przekazać, sprzedam najpierw historię z życia wziętą. Przyjechała do mnie jakiś czas temu Pani fotograf, by zrobić sesję zdjęciową. Wkroczyła wówczas do mojego domu kobitka w dwóch warkoczykach (takie połączenie Pipi Langstrumpf z Anią z Zielonego Wzgórza) z koszykiem w ręku wypełnionym po brzegi gadżetami. W koszyczku jakieś stroje, chusty i wydziergane na drutach przez nią samą rękawiczki. Sesja miała być w stylu wiejskim, zaś w zamyśle ów fotografki ja miałam te dziwy na siebie założyć. Myślę sobie „oszalała”- „WTF?”, a potem machnęłam ręką i stwierdziłam „co mi szkodzi”. Zszokowało mnie, a zarazem zaciekawiło niesamowicie to, że kobieta ta miała dokładną wizję tego co chce stworzyć. Było w tym wszystkim trochę miejsca na spontaniczność, ale nie działało to na zasadzie „coś tam cyknę i zobaczymy czy jakieś cuda powstaną”, te „cuda” miały być i koniec. Trzymałam się więc zasady „kokodżambo i do przodu”. Efektem tegoż „kokodżamba” molestowałam Was kilkukrotnie na swoim blogu. I zrobię to teraz ponownie:

I teraz pytanie do Was: „Co na tych zdjęciach widzicie?”- Przebierańca z chustą na głowie? Jandrzejmamę udającą czerwonego kapturka? – bo ja widzę PASJĘ.

Jednak to nie koniec historii, absolutnie. To dopiero jej początek. Pani fotograf bowiem okazała się być osobą bardzo wszechstronną, pracującą na kliku płaszczyznach rozwojowych. Wszystko tworzy ciekawą całość. Przycupnijcie proszę jeszcze na chwilę i przeczytajcie post do końca. Warto. Jest to dla mnie o tyle istotne, gdyż bohaterką wpisu jest mieszkanka tej samej gminy co ja, a mnie na dbaniu o takie „gminne smaczki” bardzo zależy. „Ja jestem kobieta ze wsi, jestem z tego dumna. Przyszłam tutaj, żeby mieszkać na tej wsi i powiedzenie do mnie, że jestem „baba ze wsi” to nie jest dla mnie żadna impertynencja. Przyszłam tu z miłości do tego kawałka spokoju i przyrody. Mieszkać tu lubię, wyjeżdżam rzadko, bo mi tu najlepiej” – i ja w tym momencie myślę sobie „swoja  baba, dobrze gada”. Moi drodzy przedstawiam Wam Annę Gawlik – mieszkankę gminy Zaręby Kościelne – i jej „interpretację wiejskiego życia” – Sielski Dom i Ogród.

Początki

Wspominałaś, że spędzałaś na terenie naszej gminy, dokładnie w tym „sielskim domu” dzieciństwo: „Tak. Takie czasy były no ciężkie. Mnie wtedy nie do końca pasowały te warunki. Zwłaszcza, że dziadkowie byli takimi prostymi ludźmi. Nie dbali za bardzo o czystość i estetykę. Jakoś mi nie podchodziło ich życie w takim stylu. Zawsze wydawało mi się, że mi się to nie podoba, ale z czasem jak pojeździłam trochę po świecie, w Wielkiej Brytanii pobyłam trochę to mam porównanie. Tam wsie są kompletnie inne niż tutaj.  Jak tam jest jakiś dom z gospodarstwem, to jest jeden dom i pola pola pola, bo tam mają po 100-200 ha. Nie tak jak u nas, że domek niedaleko drugiego domku. I ja mieszkałam w mieście, ale nie podobało mi się. W Wielkiej Brytanii nie stać by mnie było na kupienie sobie farmy. Pomyślałam więc, że mam przecież tutaj tyle terenów i mogę też coś stworzyć u siebie. Wtedy też odkryłam, że mogę dużo ręcznie zrobić. Przed wyjazdem za granicę jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy. Uczyłam się za granicą architektury krajobrazu, był to 2,5 roczny kurs. Trzeba było mieć zdolności plastyczne czy graficzne. Ja znałam rośliny, bo ja jestem po ogrodnictwie, więc było mi lżej. Jednak pod względem artystycznym byłam do tyłu. Musiałam szybko uczyć się grafiki, by nadgonić z materiałem. I tak mi się to spodobało, że jak tutaj przyjechałam to miałam już mniej więcej wizję jak to będzie wyglądało. Tak to jest, że odkrywamy w sobie pewne pokłady umiejętności z czasem”.

A cóż takiego udało się stworzyć mojej bohaterce?

 

 

Sielski dom

W prawie stuletnim, drewnianym domku, gdzie po wojnie uczyły się dzieci z okolicznych wiosek, moja bohaterka dba o zachowanie w starodawnym stylu pomieszczeń mieszkalnych, a także izbę pamięci po szkole podstawowej. Przy próbie powrotu do przeszłości nie pracuje sztab ludzi gotowych do ciężkiej pracy, bo tego, że jest to ciężka praca zakładam, iż nie muszę tłumaczyć. W głównej mierze na sukces pracuje tutaj jedna osoba udowadniając, że pasja może stać się formą utrzymania się, sposobem na życie po prostu.

„Tu była kiedyś stara szkoła. Jedno pomieszczenie jest nie wykończone i nie wiem czy mi starczy sił, by to wykończyć. W większości to wszystko robię sama. Ściany musiałam zdrapywać, tynki, bo tutaj wszystko było poobdrapywane, także musiałam to ręcznie wszystko robić. To wszystko zrobiłam jako tako, bo te ściany nigdy nie były do poziomu robione. Miejscami jest cegła, miejscami jest drzewo pod spodem i są drewienka poprzybijane, gdzie jest tynk gliniasty. Mój sąsiad, który zna się na takich rzeczach wytłumaczył mi co mam robić i ja to sama robiłam. Sufity były w porządku. Podłogi jako tako odnowiłam, bo chciałam odnowić to jak najmniejszym kosztem. Nie było to szykowane pod mieszkanie dla kogoś, tylko tak żeby to można było komuś pokazać. Chciałam przyciągać do siebie szkoły, żebym mogła się z tego utrzymać. Stara szkółka cieszy się sporą popularnością”. – I tutaj ze strony organizatorki pełne zaangażowanie. Garść informacji jak to kiedyś było, wykonywane doświadczenia (np. pisanie piórem), fotorelacja z całego wydarzenia.

„Nie jest to jeszcze do końca w takim stanie, w jakim bym chciała żeby było”. – Te słowa moi drodzy często padały z ust Ani. Mnie jako osobie patrzącej na to z boku, wydawało się, że to wszystko jest spójne, a przede wszystkim kompletne. Jednak rozmówczyni cały czas podkreślała, jak wiele jeszcze przed nią pracy, niezrealizowanych pomysłów. A uwierzcie, że pomysłów jej nie brakuje.

„W drugim pomieszczeniu mają miejsce warsztaty z lawendą. Mebelki, które tutaj stoją oczywiście wcześniej tu nie były. Wszystkie pościągałam z różnych miejsc. Odrestaurowałam je sama. Lubię tego typu zajęcie, gdyż w ten sposób nadaję im duszę”. – Ja się na „duszach” to nie znam słuchajcie, ale takie widoki mnie osobiście chwytają za serce:

 

A propos pomysłów na zwiększenie atrakcyjności tego miejsca, przedstawiam Wam świeżo odrestaurowaną kotlinę tudzież angielkę (jak kto woli), na której w zamyśle będzie pokazowe pieczenie smakołyków, oczywiście dla dzieci, które nie miały okazji pracować przy takim oto „antyku”.

Obrazku dawnej „łazienki” również nie brakuje.

Sielski Ogród

Ja jako ogrodnicza analfabetka nie próbowałabym nawet strzelać nazw roślin jakie można zobaczyć w sielskim ogrodzie znajdującym się koło opisywanego wyżej domku. Roślinki te podobno z rzadka są podlewane i w ogóle są mało problematyczne. Ja nie mam wątpliwości, że w moich rękach nawet te roślinki, które same by się podlewały i same lizały sobie „rany” po prostu skończyłyby swój żywot. Ja jako opiekun ogrodu = niebezpieczeństwo, ale popatrzeć na to miło i owszem. Moja pierwsza myśl gdy ujrzałam sielski ogród: „ależ tu koszenia, pielenia i w ogóle pracy”, jednak moja rozmówczyni widzi to jakby inaczej. Po chwili rozmowy naszło mnie olśnienie, że oprócz rąk gotowych do mówiąc wprost „roboty” potrzebna jest wiedza na temat roślin i pomysł na swoją działalność.

„W tym ogrodzie dużo jest samosiejek, dużo też chwastów. W takim wiejskim ogródeczku kiedyś był misz masz wszystkiego – zioła i np. kwitnące peonie. Kolorystycznie lubię bordo, róż, niebieski. U mnie nie będzie za dużo żółci, choć zdarzają się takie akcenty, ale np. czerwieni nie wprowadzam wcale. Nie mam dużo starych drzew. Jest ich zaledwie kilka – te które sadziłam około 30 lat temu. Kiedyś tu były jabłonki stare (bo tu był sad), ale pozbyłam się tych jabłonek i teraz bardzo tego żałuję. Te jabłonki ślicznie by tu wyglądały i dodatkowo byłoby tu trochę cienia. Jednak człowiek nie jest od razu mądry i nie wie od razu czego chce”. Jednak znakiem rozpoznawczym ogrodu jest zdecydowanie lawenda, niekwestionowana miłość Ani.

„Lawendę posadziłam mniej więcej w 2012 roku. Nie jest ona krzewem wiekowym, ale u mnie na szczęście tyle lat już się utrzymuje. Jestem świadoma, że niedługo trzeba będzie ją zmienić, ale łatwo te sadzonki się pozyskuje, choć potrzeba lat, by uzyskać piękny efekt. Trzeba poczekać te dwa czy trzy lata”. 

„Posadziłam też rabatki. W każdym kwadracie inna odmiana róż. Jak widzisz są tu przy włókninie, posypane kamyczkiem. Czasami trzeba je opryskać, bo szkodniki niestety lubią trochę te róże. Jednak są to takie kwiaty, które potrzebują kilku lat, by pokazać swoje piękno. Jest również placyk, który zostawię, by ludzie mogli sobie np. w piłkę pograć”.

Opisów tego miejsca mogłabym Wam przytaczać bez końca. Nie zrobię tego, bo wyregulujecie odbiorniki.  Przyznaję szczerze, że ja w połowie napływu tych informacji dostałam zadyszki. Dlaczego? Bo sporo tego i ja osobiście wymiękam. Jednak w stronę Ani ukłon i wyrazy szacunku. Zwłaszcza, że przy okazji ogrodu również często padało zdanie: „Jest jeszcze tutaj dużo do zrobienia. Mam kilka pomysłów”.

„Bardzo fajne jest to, że możesz sobie coś zaplanować, wykonać to i widzieć efekty swojej pracy. To jest bardzo budujące i pozytywnie wpływa na naszą psychikę, bo realizujesz pomysły, realizujesz siebie”.  – I w tym momencie słuchajcie przed moimi oczami stoją moi synowie dbający o porządek w naszym domu. Ja – z planem wielkiego sprzątania na dziś i mopem w ręku, kontra moje pociechy – i ich wizja artystycznego nieładu a`la pierdolnik. Serio w tym momencie właśnie to przyszło mi do głowy. Nie sposób się nie zgodzić ze słowami mojej bohaterki, zwłaszcza, że faktycznie tego typu „konflikt pokoleń” między mną, a moimi synami wpływa co i rusz na psychikę. Jednak dziś nie o tym.

Jakieś rady na temat planowania pracy w ogrodzie? Jak robić, by się nie narobić? Miałam czas by takie smaczki ze słów Ani dla Was wyłapać. Nagranie z naszej rozmowy miało prawie 2 godziny, także stało się coś co robię co i rusz – dokładam sobie roboty. Tak więc:

  • Z pieleniem jest duży kłopot. Trzeba wspomagać się czarną włókniną, która bardzo pomaga. Bez niej trzeba byłoby zatrudniać ludzi, a to są koszty.
  • Gdy rośliny są gęsto posadzone, nie widać chwastów.
  • Dostosowując rośliny do ziemi na której rosną uniknie się zbędnego podlewania.
  • Bez planowania swojego ogrodu zapanuje w nim chaos.

Ja na roślinach może się nie znam, ale na pracy fizycznej i owszem. Urok tego miejsca napawa mnie podziwem za ogrom wysiłku jaki został w to miejsce włożony. Jaki jest cel tego wszystkiego? „Fotografia wyszła niedawno całkiem. Pomyślałam, że skoro mam ten plener -ogród i szkółka- i takie sielskie krajobrazy to muszę wprowadzić fotografię, żeby mieć rozszerzoną ofertę. Przygotowuję tu różne pikniki, warsztaty, wykonuję sesje. Próbuję się z tego utrzymać. Nie jest to wszystko takie proste, ale życie w ogóle nie jest proste”. A po co to robisz? – „Bo to kocham”. I ja moi drodzy też kocham – ludzi z PASJĄ.

Na uwagę zasługuje również krótka historyjka związana z tym domem. Muszę ją tutaj sprzedać, bo takie „smaczki” to ja lubię. W ogrodzie przechadzając się ścieżkami można spotkać ul. Ma on charakter symboliczny. „Jest taka historia, że jak zabierali sie ruscy z tych okolic po drugiej wojnie  światowej, to palili za sobą drewniane domy. Dziadek miał pszczoły, które się zdenerwowały w związku ogniem dookoła i pogoniły tych ruskich, dzięki czemu domek ten ocalał”.

A teraz pewnie czekanie na puentę. Proszę bardzo:

Zamknij oczy, nie bój się,

uśpij troski tego dnia,

ujrzyj duszę dawnych czasów,

którą dom ten w sobie ma.

Przejdź po ścieżkach pośród roślin,

lawendową poczuj woń,

poznaj miłość do wiejskości,

nadającą życiu ton.

 

Wszystkie zdjęcia są wykonane przez bohaterkę wpisu – Annę Gawlik z Sielski Dom i Ogród

Zapraszam również na strony prowadzone przez moją gminną sąsiadkę:

https://sielskidomiogrod.blogspot.com/?fbclid=IwAR0-miz3N6fOLI2FxndwvOQgGClUXroNW30znNtwHcmq5vegxXBFo0vGkcg

Piękne zdjęcia Ani na Fotoujęcie

Jestem dumna, że jesteśmy mieszkankami tej samej gminy. Dziękuję za zgodę na napisanie posta. Dla mnie to duże wyzwanie i możliwość samorealizacji.