Czy każdy miastowy to „mieszczuch”?

Z czym Wam się kojarzy słowo „mieszczuch”? Co lub kto pojawia się Wam przed oczami słysząc te określenie? Mnie do głowy przychodzą wyrazy, które nie wiem dlaczego są do niego bardzo podobne… „Łasuch”, „Ważniak”, „Ciamajda”, „Osiłek”, „Maruda”… Kojarzycie? No ni groma nie wiem dlaczego właśnie Smerfy przychodzą mi do głowy. Szukając jakiegoś spowinowacenia rzuconego przeze mnie „mieszczucha” z tymi niebieściutkimi, użerającymi się z garbatym, brzydkim Gargamelem postaciami, wpadłam tylko na to, że oni może i są w jednorakim kolorze, ale charaktery mają zupełnie różne…
Zanim przejdę do rzeczy, odniosę się do tego co mówi Internet. „Mieszczuch” moi drodzy to „człowiek przyzwyczajony i umiejący żyć tylko w mieście”, a żeby nie było tak lekko jest również punkt drugi mówiący, że jest to „pogardliwie określenie używane w stosunku do mieszkańca miasta”. Kto tego „pogardliwego” określenia używa? Mieszkaniec miasta? Śmięm twierdzić, że nie, bo srać we własne gniazdo mało kto lubi. Mieszkańcy wsi? W moim wiejskim otoczeniu mało kto tak robi, w Internecie zaś od „mieszczuchowania” można dostać mdłości. Dlaczego o tym mówię? Całkiem niedawno mój znajomy zwrócił mi uwagę na ciekawą kwestię. Nasi rodzice, dziadkowie jakoś nigdy na ludzi z miast nie narzekali. Nazwa „mieszczuchy” funkcjonuje od niedawna, to całkiem świeża sprawa…
Zaraz usłyszę: „A bo pchają się tu do nas, smród im przeszkadza, panoszą się po wsi”… – hola hola, jak byłam jeszcze malutką Karolinką to do wiosek miastowi już się sprowadzali. Budowali sobie domki na skrawku ziemi i jakoś nikt na nich nie narzekał. Co poszło nie tak?


Nie raz stawałam w obronie ludzi ze wsi i nadal czynnie, w mniej bądź bardziej elegancki sposób będę to robić. Czas na to, by wyrazić swoją opinię o ludziach z miast. A parę osób z takich większych kropek na mapie znam. I znajomość z nimi bardzo sobie chwalę. Głównie dlatego, że są to osoby, które poza tym, że mają mnie w znajomych na słynnym portalu społecznościowym, to jeszcze mówią mi „cześć”, gdy mnie zobaczą na ulicy. W dzisiejszych czasach to znajomość level hard.
Zapytałam ich czy spotkali się z jakimiś stereotypami odnośnie ludzi z miast, z którymi się nie zgadzają. No i coś tam napisali…
„Stwierdzenia krzywdzące dla 'mieszczuchów’ to wg mnie generalizowanie, że nie potrafią nic zrobić w polu. Pewnie nie widzieli nawet KONIA czy kury, bo coraz rzadsze takie widoki. Najlepiej w ogóle nie znają się na żadnej robocie. Bo przecież tylko żyją w tym mieście. I wiadomo, mają lepiej (a dlaczego?) tylko generalizowanie.. . Wygląda na to, że mnie osobiście irytuje mocno takie podejście” – i co Wy na to moi drodzy? Czy przypadkiem w tekście „Dyskryminacja kobiet na wsi, a równouprawnienie…” nie tłumaczyłam opierając się na kilku wypowiedziach czytelników, że grunt to chcieć? Bo chcieć to móc. A jakby tak przyjechał miastowy i zorał kilkanaście hektarów ziemi? Albo odwalił za nas całe żniwa… Jak dla mnie bomba, ale co wtedy byśmy o nim powiedzieli?
„Hej, to z czym ja osobiście się spotkałam i się nie zgadzam, to stwierdzenie, że my w mieście nie znamy ciężkiej pracy i mamy dużo wolnego czasu. Myślę, że ciężka praca to pojęcie względne, niektórzy mieszkający na wsi stwierdzą, że nie pracują ciężko, a Ci z miasta stwierdzą, że pracują ciężko. A jeśli chodzi o czas wolny to moim zdaniem my z miasta często mamy go nawet mniej niż ludzie ze wsi”. – Pracowałam kiedyś na magicznym ZUS-ie. Od mojej szefowej dzieliło mnie parę metrów. Kobiecina twarda, z charakterem. Pracowała od 8.00 rano do niemal codziennie godziny 20.00. Po nocach załatwiała papierologię, pisała przetargi. W dzień ciągła nerwówka, telefony od niezadowolonych klientów, negocjacje z przedstawicielami różnych firm. Nie zazdrościłam. Gdy powiedziałam, że wychodzę za mąż na wieś, szefowa zapytała czy nie boję się tak ciężko pracować, w dodatku 7 dni w tygodniu. Szczerze? Ona miała to samo. Z tą różnicą, że ja mam kiedy spokojnie kawę czy hebatę wypić i nikt do mnie z pretensjami nie dzwoni.
„Jeśli o mnie chodzi to nigdy nie interesowało mnie (i nadal nie interesuje), skąd pochodzi dany człowiek, bo raczej obchodzi mnie to, jaką jest on osobą. Moja mama urodziła się na wsi i co za tym idzie – mam dziadków zamieszkujących wiejskie tereny i nigdy nikt z mieszkańców nie dał mi odczuć, że nie jestem tam mile widziana czy też używał stwierdzeń typu: 'O, miastowa przyjechała’. I to działa też w drugą stronę. Ja nigdy nie czułam się lepsza od nich tylko dlatego, że urodziłam się w mieście, a oni na wsi”. – I tutaj chwilę przycupnę. Czy nie o to właśnie chodzi? Czyż nie tak powinno być? Rozmawiając z ludźmi wokół siebie ogólnie wszystko wydaje się być cacy, gdy odpalam Internet mam wrażenie, że tego typu podejście do spraw wiejsko-miejskich jest z rubryki „edycja limitowana”! Wniosek dla mnie? Pogniewać się na „świat internetowy”, zaś tematycznych inspiracji szukać na własnym podwórku. Ale ile można? Idziemy dalej: „Według mnie takie szufladkowanie osób to kompletna głupota. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że z takimi 'problemami’ częściej mogą się borykać właśnie ludzie wywodzący się ze wsi, bo gdy 'miastowy’ pojedzie na wieś to chyba raczej rzadko spotykają go przytyki ze strony jej mieszkańców. Albo przynajmniej ja mam takie pozytywne doświadczenia?? Bo przypadek, o którym Ty napisałaś to kojarzy mi się jedynie z głupimi komediami albo książkami. W prawdziwym życiu się z takimi sytuacjami nie spotkałam”. – Ja nieraz słyszałam od rodziców i nauczycieli, że na świecie jest coś takiego jak głód. Osobiście się z czymś takim nie spotkałam, ale to nie znaczy, że tego głodu nie ma. Dlatego podejście mojej znajomej bardzo mi się podoba. Teraz trochę włożę kij w mrowisko. Zgadzam się z tym, że „problemy”, o których ja piszę bardziej dotyczą ludzi ze wsi. My bardziej obrywamy tekstami typu „wieśniak”, niż miastowi obrywają „mieszczuchami”. Ale póki co nie będę wywoływać wilka z lasu.
„Chyba nie mam pomysłu nawet co by to mogło być. Bardziej słyszę na „warszawiaków” a nie na miastowych jako takich. Być może dlatego, że rzadko kiedy zaglądam na wieś, więc obracanie się wśród miastowych powoduje, że nie słyszę w ogóle żadnych stereotypowych wypowiedzi. Po prostu swój na swego nie gada” – to tak a propos tego kto posługuje się określeniem „mieszczuch”.
„Ciężko mi jednak znaleźć jakiś stereotyp, który by mnie bardzo poruszał. A jakie są stereotypy na temat ludzi z miasta? Ja mogę raczej powiedzieć na temat ludzi ze wsi, którzy trafiają do miasta”. – Dziś nie o tym, ale za chęci serdecznie dziękuję 😉 Zapytałam jednak o bardzo popularną tezę jakoby ludzie z miast żyli w ciągłym biegu: „To jest dobry stereotyp, prawdziwy. W mieście ma się poczucie, że wszystko MUSI być w 15 minut i nie ma prawa być dłużej, ma być na JUŻ. Każda usługa. Często korzystam z ksero, bo drukuję dużo nut i kseruję. Zawsze jest ktoś, kto przynosi mega książke albo pracę dyplomową i jest w szoku, że np. mówią, że za 2 godziny `Ale jak to 2 GODZINY? ja mam za pół godziny do lekarza` – A jak ja mówię, że moje może być `na jutro` to są w szoku”. – Ja osobiście wcale się nie cieszę, że ten stereotyp okazuje się być prawdą. U nas na wsi też z czasem coraz gorzej. Mówię o tym czasie dla znajomych, przyjaciół. „Nie mam czasu, zapracowany/zapracowana jestem” – tekst powtarzany przez znajomych już od ładnych paru lat…
„No, ale Karolina ile się słyszy, że miastowi się sprowadzają na wieś i zapach im przeszkadza, hasał dokucza. Co my mamy wtedy robić?” – bronić się oczywiście! Nie jesteśmy gorsi. Możemy takim osobom powiedzieć, że są niegrzeczni, nie rozumieją naszej sytuacji. W przypływie złości pewnie pojawią się określenia typu buc, cham itp. „Mieszczuch” to mocne słowo. Silnie uogólniające. Uderza we wszystkich miastowych. Bardzo tego nie lubię. Jeśli nie chcemy być nazywani „wieśniakami”, musimy wyzbyć się słowa, które coraz częściej ciśnie się na usta. I z tą myślą Was zostawiam. 

 

0 thoughts on “Czy każdy miastowy to „mieszczuch”?

  1. "wieśniaczka" pisze:

    Dobrze napisane, ale posłużę się dwoma przykładami z życia wziętymi :
    1. Chłopak ok 35 lat od małego wychowywany w mieście , dziadki też z miasta, był u mnie w domu, bo miał się „wpisać” do rodziny, narzeczona jego też miastowa, niedziela rano (dla miastowego 11.00) , budzi się, pyta się swej wtedy jeszcze narzeczonej, dlaczego tak głośno, czy już wszyscy wstali ?? Ona odpowiedziała, że wstali, wydoili krowy i nawet już w kościele byli… I on się zdziwił że w niedziele też się doi krowy, „a to nie jest tak że kiedy się chce mleka to się je wydoi…?” – to jest dla mnie „Mieszczuch”
    2. Siostra mojego męża od małego wychowywana na wsi, do liceum już poszła do większego miasta i od tam tej pory tam została, jak przyjeżdża do nas w odwiedziny, to wszystko jej śmierdzi, za wcześniej wstajemy i przy tym „głośno” chodzimy a ona nie może się wyspać, dlaczego mój mąż obornik wozi (przejeżdża) koło domu i z kół zostaje jakiś tam brud… Ale nie śmierdzi jej moje warzywo z ogródka, słoiczki z jedzonkiem od mamusi … – to dla mnie „Mieszczuch” choć często używam słów „Wielka Pani z Miasta”

    1. jandrzejmama pisze:

      Co do punktu 1. mój znajomy również opowiadał o cioci z miasta, która słysząc rechot żab wieczorem, zapytała zupełnie serio skąd oni tyle żab kupili, że tu tak głośno. Totalne oderwanie od rzeczywistości 🙂 przede wszystkim chcę zwrócić uwagę, że słowo „mieszczuch” jest już używane nagminnie, nawet w drobnych, nic nieznaczących sytuacjach. Co do punktu 2. Niestety zgadzam się, że „najtrudniejsi” miastowi to Ci, którzy zapomnieli, że są ze wsi 🙂

Skomentuj "wieśniaczka" Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Next article

Pan Wirus i skruszona matka