Hoł, hoł, hoł…

Hoł, hoł, hoł. Czy jakoś tak… Domy posprzątane? O ciasta celowo nie pytam, bo to dopiero się zacznie. Nie martwcie się świąteczna nagonka a`la „u sąsiadów już coś się dzieje to i u nas czas zacząć” nie tutaj 🙂 Ale o prezenty zapytam. Szafa pełna zakupów? Portfele puste? Tak? Znaczy się, że idą święta!
A pamiętacie jeszcze czasy, gdy szafy wiały pustką, nawet gdy święta były za rogiem? Ja tak. Senior mego rodu również. Dziś tak na spokojnie, bez kłótni i omawiania stereotypów wszelkiego rodzaju, powspominamy jak to u nas było. Stokowo-Bućki, Białe Szczepanowice… Kojarzycie te miejscowości? To właśnie moja mała ojczyzna!
Stryju Wy też tak Mikołaja wyglądaliście?
Stryj: „W szkołach byli. My ciągnęliśmy losy i jeden drugiemu prezent kupował. Ale nie wiadomo było kogo się wyciągnęło, komu się prezent kupuje. W karnawale, w pierwszą sobotę Nowego Roku, w szkole Mikołaj był. Worków z prezentami to tam może z siedem było. I Mikołaj rozdawał te prezenty”. – Chodziłam kiedyś do takiej „wiejskiej” szkółki w Białych Szczepanowicach. Piękne były to czasy. Do szkoły jeździło się rowerami, polnymi drogami. A okres świąteczny obchodziło się w identyczny sposób, jak ten opisany przez Stryja.
A w domu jak się obchodziło święta?
„Normalnie. Wigilia była, prezentów wtedy nie dawali. Nie było takiej mody jak dzisiaj, tych zabawek nie było. Pamiętam jak babka, gdy ona (stryjenka) była mała, zrobiła pajaca z tektury wyciętej. Było to powiązane sznurkami. Jak się za te sznurki pociągnęło to pajac ręce i nogi podnosił”.
Stryjenka słysząc to zaczęła się śmiać i dodaje: „Kawał czasu ten pajac na ścianie wisiał”. – Tyle radości z jednego pajaca. Ja kiedyś tak się cieszyłam na widok mandarynek pod choinką 🙂
Pierwszy dzień świąt różnił się czymś od drugiego dnia świąt?
Stryj: Nie.
Stryju przeprowadzając niedawno wywiad z wujkiem męża a propos „domu za wodą”, usłyszałam nazwę, która kiedyś przez me uszy nieraz się przewijała. „Ligawka”. Co to takiego? I dlaczego nie każdy ją miał?
Stryj: „To swego rodzaju trąbka, na której się grało w tym czasie. Trzeba ją było samemu zrobić”.
Z czego robiło się taką ligawkę?
Stryj: „Z drzewa, z wierzby, z gałązki krzywej. Trzeba było wyciąć dziurę”.
Stryjenka: „Bo to się rozrzynało gałąź na pół. W środku się ją wydłubywało. I obrączki z blachy trzeba było ponaciągać”.
Stryj: „Szew zalewano smołą, żeby powietrze nie uciekało. Przez te całą ligawkę echo się niosło. Takie echo szło, że jak u nas zagrali (Stokowo-Bućki), to tam na Białych słyszeli. Na Ziejach miał jeden ligawkę. Na Stacji też jeden miał – i jeden drugiemu echo oddawał”.
Stryjenka: „Jeden zagrał, drugi mu odpowiedział. A jak kto dalej usłyszał, to też zagrał”.
Stryj: „Echo biło z każdej strony. Najlepiej jak mrozek był, to echo po lodzie się rozchodziło”.

Jest to jakaś alternatywa pograć sobie na ligawce, a na przedświątecznych nerwach co? 🙂
Ja udaję się na spoczynek w garach i kuchennych przygotowaniach. Widzimy się niedługo.
Wesołych Świąt wszystkim czytelnikom życzę. Cieszę się, że jesteście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous article

Za co nie lubimy wsi?

Next article

DO SIEGO ROKU