Krowiarze

O tym, że praca rolnika jest niezwykle ważna nie muszę wspominać. Choć może dla utrwalenia warto…

„Od myszy po cesarza wszyscy żyją z gospodarza” – stara prawda, ponadczasowa, uniwersalna. Dotycząca wszystkich niezależnie od tego czy jemy mięso czy jesteśmy weganami. Trzeba jednak zaznaczyć, że gospodarz gospodarzowi nierówny. I nie chodzi tutaj o grubość portfela ani poziom inteligencji… (No dobra, może trochę i o to), ale głównie rozchodzi się o różne działy rolnictwa. Jak w końcu porównać charakter pracy gospodarzy zajmujących się sadownictwem, trzodą chlewną, uprawą roślinną, pszczelarstwem, (i na koniec zostawiłam największe zło ze wszystkich „złów”) „krowiarzy”. Ci ostatni gospodarze mają najbardziej skomplikowany charakter pracy, kojarzący się ze swego rodzaju „uwiązaniem”. Bowiem krowy trzeba doić i to dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Koniec i kropka. I nawet gospodarze z innych odłamów rolnictwa często mówią o wolnym wyborze i radości z pracy, no chyba że wspomną o dziale, którym ja się trudnie. Wtedy już mowa coś na zasadzie: „nigdy w życiu”, „paszło won”, „never every” i tak dalej, i tak dalej. Dożyliśmy też czasów, gdy krowa, która była niegdyś „żywicielką rodziny”, teraz jest nazywana niewolnikiem naszych czasów… No ale do meritum forte Karolina. Do meritum forte…

Wspominałam jakiś czas temu, że nie przepadam za określeniem „krowiarze”. Kojarzy mi się ono perioratywnie. Coś na zasadzie, a teraz Ci dowalę, dopiekę „krowiaro Ty”. Są to jednak moje osobiste odczucia i nikt podzielać ich nie musi. Poprosiłam zatem byśmy razem poszukali innych określeń dla osób, które doją krowy. Technika była dowolna. Można było łamać języki i odpalić wyobraźnię. I śmiało podzielę odpowiedzi na dwa rodzaje:

Rodzaj kulturalny i dyplomatyczny,

Rodzaj mniej kulturalny i równie wkurzający.

Na dodatek wleci dział romantyczny. Ot taki bonus.

Dział kulturalny zaprasza:

„Producent mleczny” – no joooo, „producent” to tytuł wysokich lotów, „mleczny” niczym droga mleczna na gwieździstym niebie. Miodzio.

„Mlekobiorca” – i biorca i dawca. Skądś bierzemy, by przekazać reszcie.

„Pośrednik mleczny” – muszę przyznać brzmi dumnie. Aż nie ma co się dziwić, że na wsi ludzie często w koszulach chodzą. Tylko krawatów brak, ale i o tym pomyślimy.

„Inżynier udoju” – ohohoho Wy się tam dopiero rozkręcacie. Serio jutro jadę do sklepu po garnitur do pracy.

„Specjalista do spraw produkcji mleka” – tak więc i my doczekaliśmy się miana „specjalisty”. Brzmi cudnie.

„Mleczarze” – mnie osobiście kojarzy się ta nazwa z Panami, którzy pracowali w mleczarniach, gdzie niegdyś się bańki z mlekiem woziło 😉

„Taka firma” u nas tak się mówi – a no taka firma, takie biuro, tacy klienci, takie warunki pracy.

Dział mniej kulturalny, bardziej potoczny:

„Bydlarze” (pojawiło się kilkukrotnie),

„Mućkarze”,

„Dojarze”,

„Ogoniarze”.

Celowo nie komentuje osobno, bo tak zupełnie szczerze dla mnie to „jeden pies”. Ten sam wór co „krowiarze”. Ten sam wydźwięk. Te same moje skojarzenia. Nacechowane żartem i nutką kpiny. Choć żarcik w dobrym stylu zły nie jest. Intencja jednak wypowiadanych słów może być różna. Tak więc ostrożnie z tym proszę.

Dział romantyczny moi mili:

„Krovelowiarze” – z tą miłością to bym nie szalała za nadto, jednak troska o dobro zwierząt jest „of kors”. Od stanu naszych zwierząt zależy stan naszego życia.

„Krow-bojs” bardzo spolszczone – dodaje to do działu romantycznego, bo nazwa kojarzy mi się bardziej z panami tańczącymi w klubach. No ale co kto woli. Co kto woli… No i oczywiście ja to nie „bojs”, ja to bardziej „gerls”.

Bonus:

„Bamber” – ni groma nie wiedziałam co to oznacza. Z pomocą przyszedł mąż.

„Taki majętny gospodarz”.

„Coś jak chadziaj?” – pytam, bo tylko to mi w głowie świta.

„Coś w tym stylu!”

Dodam od siebie odpowiednik „krowiarzy”: „hejterzy Białych Kłamstw”. Każda osobam która skomentuje wpisy na tej słynnej stronie, jest uznawana za hejtera! Ja nigdy się nie wypowiadam w ich temacie, nie chcąc robić im reklamy.

Wrócę na sam koniec do korzeni. Zastanawia bowiem fakt, dlaczego „krowiarze” ma w oczach wielu ludzi wydźwięk negatywny. W moich też.

„Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” – znacie to powiedzienie? Niegdyś każdy szlachcic, który posiadał ziemie miał taką osobę przy sobie jak ekonom/nadzorca, który w jego imieniu sprawował pieczę nad majątkiem ziemnym. Dbał on, by cały folwark przynosił dochód. Od niego chłopi pańszczyźniani podpatrywali nowości, uczyli się agrokultury. Ci co nie potrafili przenieść zaobserwowanej wiedzy na swój grunt, nie mieli drygu do rolnictwa, byli najmowani za parobków. No nie każdy był tym ekonomem. Nie każdy był specjalistą. Dlaczego o tym piszę? Bo widzę duże powiązanie do tematu, a już na pewno do tego co napisała mi jedna z czytelniczek. Z czym się bardzo zgadzam: „(…) przecież czasy się zmieniły, nawet jak szukamy pracownika „na sezon” to nie -krowy doić- bo tutaj jak ktoś nie zna tematu dojenia to zrobi za dużo szkody. Trzeba ogarnąć dojarkę, myjkę, higienę przed i poudojową. Nie mówię już o karmieniu. W porównaniu z tym to każdy kto ma prawo jazdy może jeździć ciągnikiem czy uprawiać, ale jeśli nie umiesz krowy doić to to może drogo kosztować. Niby wszyscy mają internet, każdy dużo czyta, ale pozostaje, że być krowiarzem i doić krowy, może każdy…a przecież to następny stereotyp”.

Rzeczywiście każdy kto chciałby zobaczyć jak wygląda praca przy krowach, może wpisać odpowiednie frazy w wyszukiwarce internetowej. Jednak nie czarujmy, nie oszukujmy siebie nawzajem, że wszyscy będą to robić. Jeśli coś nas bezpośrednio nie dotyczy, albo nie czujemy związku z czymś takim jak praca rolnika (a zazwyczaj nie czujemy), to nie sięgamy po tego typu wiedzę. W lekarzy też bawi się mnóstwo ludzi. Zaś po wiedzę prawdziwych specjalistów sięgamy dopiero jak sami sobie z deka szkody narobimy. Nieprawdaż?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous article

Blogerka na wsi. Po co to robię?