KU PAMIĘCI
Pamiętacie jeszcze sławienne pamiętniki, które rozdawało się koleżankom/kolegom w podstawówce, by wpisali coś zaczynając wywód słowami: „ku pamięci”? Rzucało się też zdjęcia klasowe po ławkach, by na odwrocie znajomi wpisali coś „na pamiątkę”. Wymieniało się również z wybranymi osobami zdjęciami formatu tych z legitymacji szkolnej, pisząc z tyłu, by o nas nie zapomnieli. Macie te wszystkie pamiątki? Schowaliście to tak, by po latach to poczytać, powspominać? Pamiętamy jeszcze o sobie?
Z mojego pierwszego dnia w przedszkolu pamiętam widok koleżanki siedzącej na kolanach u pani nauczycielki. Płakała stęskniona za mamą. Szkoła podstawowa była etapem nauki przyznawania się do pierwszych, świadomych błędów. Gimnazjum to faza „młodych gniewnych”. Dalej jak dla mnie, było już z górki… Do czego zmierzam? Jakiś czas temu usłyszałam w radio piosenkę „Lubię wracać tam gdzie byłem”. I uświadomiłam sobie, że ja autentycznie coraz bardziej lubię wracać tam gdzie byłam. Jednak te miejsca nie są już takie same lub po prostu przestają istnieć. A gdyby tak znaleźć sposób, by coś jednak po nich zostało? Ja znalazłam sposób na moje własne, osobiste „ku pamięci”…
Pozwoliłam sobie na mały eksperyment. Coś ramach prezentu urodzinowego. Za cel obrałam sobie dom stojący nieopodal miejsca, w którym mieszkam. Dom ważny dla osób, będących ważnych dla mnie. Wkład pracy ogromny: przeprowadzenie wywiadów, spisanie wspomnień, zrobienie zdjęć, oprawa albumu zajęło mi kilka miesięcy zachodu i kilkanaście nieprzespanych nocy. Efekt? Jaki by nie był i tak cieszy. Bo liczy się w tym przypadku idea przyświecająca całemu przedsięwzięciu. Reakcja osoby obdarowanej? Taka jak moja, gdy mój synek przychodzi do mnie z zamazaną kartką, obsmarowaną oczywiście przez niego samego, mówiąc: „mamo, zobacz, dla Ciebie”. Bo kto powiedział, że prezenty wykonywane własnoręcznie mają dawać tylko małe dzieci?
Idą święta, więc sprzedaję Wam patent na prezent dla kogoś bliskiego. Zachęcam do rozejrzenia się wokół siebie, bo może jest tam coś co chcielibyście zachować „ku pamięci”. Kiedyś pisałam, że historia żyje wśród nas. Jednak żyje ona nie tylko za sprawą ludzi, ale również miejsc, przedmiotów, które wywołują wspomnienia wyciskając perfidnie łzy. Ja się dobitnie o tym przekonałam, gdy zaledwie kilka dni po przeprowadzce do męża, na kotlinie znalazłam u niego zawieszkę do breloczka w kształcie konia. Tą samą, którą podarowałam niegdyś mojemu koledze, a teraz mężowi, gdy miałam zaledwie 14 lat.
A propos prezentów to tyle, a co do postanowień noworocznych, obiecuję sobie „wracać tam gdzie byłam”. Co Wam moi drodzy gorąco polecam.
Powstaje praca roczna na temat tego domu, trzymaj kciuki.
Zatem trzymam kciuki. W razie czego mam sporo aktualnych zdjęć tego domu z różnych perspektyw. Może się do czegoś Tobie przydadzą. Pozdrawiam.
A ja mam kasztan którego dostałam od mojego obecnego męża jakieś 14 lat temu 🙂 jak się do niego przeprowadzałam i zobaczył ten kasztan, to nic nie powiedział , tylko mocno mnie przytulił i pocałował 🙂
Brawo dla Ciebie, że udało się zachować tak cenną rzecz i brawa dla męża, że tak pięknie się zachował 🙂
Pozdrawiam.