Licytacje w wiejskim stylu

Proszę nie marudzić i nosem nie kręcić.
Dajcie babom robić i patrzcie co się będzie działo! – takie oto przesłanie pojawiło się niedawno na moim fanpage`u. Ten wpis będzie o tym, że o nim niestety nie zawsze pamiętam.

W zeszłym roku wpadłam na niezbyt przemyślany pomysł, by prowadzić grupę z licytacjami charytatywnymi. Nie był przemyślany dlatego, iż nie wiedziałam w co się pakuję to raz, a dwa, że było to na swój sposób z mojej strony dosyć durne, by dokładać sobie obowiązków. Ale stało się. Grupę założyłam, licytacje prowadziłam.

Jednak  za sprawą licytacji zadziało się coś czego nie przewidziałabym nigdy, bo i skąd miałabym przypuszczać, że wiejskość, o której urokach krzyczę na prawo i lewo – stanie się wyznacznikiem jakości tych licytacji.

Zaczęło się niewinnie… Przypomniałam sobie bowiem, że w gminie są jakieś Koła Gospodyń Wiejskich, które mogłabym zagadać o pomoc w charytatywnym przedsięwzięciu. Przy czym słowo „jakieś” Koła to trochę w tym przypadku jak bluźnierstwo, za co z góry serdecznie przepraszam. Jedna ekipa odezwała się do mnie sama, drugą poprosiłam o porcje obiadowe w postaci pierogów… W odpowiedzi tych porcji dostałam 10!!! A na deser dorzucono trzy ciasta. Takim delikatnym wiejskim akcentem okrasiliśmy licytacje, dla dwóch osób w gminie, przy czym siłę Kół Gospodyń poznałam, gdy doszło do akcji nr 3.

I tutaj muszę zupełnie serio posypać głowę popiołem… Nie doceniałam siły kobiet. Zapomniałam jak to jest, gdy baba się uprze! A przecież ja powinnam coś o tym wiedzieć. Gdy padło hasło „ktoś potrzebuje pomocy, może byśmy coś zdziałały razem?” nie wiedziałam co o tym sądzić. W głowie szukałam firm, które mogłabym molestować wiadomościami  z prośbami o pomoc. Nie było tego dużo. W mojej głowie szereg wątpliwości i przede wszystkim świadomość tego „z czym się to je”. Brrr. Nie, dziękuję… A z czasem jedna rozsądna myśl – „każda złotówka ma znaczenie”.

„Ja mogłabym ewentualnie poprosić o pomoc Koła Gospodyń. Czy więcej coś wskóram nie obiecuje, ale postaram się” – pisząc w odpowiedzi te słowa nie zdawałam sobie sprawy, że ów Koła nadadzą rytm całemu przedsięwzięciu.

No i co tu dużo pisać. Może zwyczajnie Wam pokażę przykłady tego o co mi się rozchodzi.

 

I gdy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, do akcji dołączyły się Koła Gospodyń Wiejskich, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

Wisienką na torcie stały się prywatne oferty od „cywili” 🙂

I inne wiejskie cudowności:

Mój nr 1:

Czyż to nie jest piękne? Czyż to nie jest „wiejskie”? Tworzymy jakość. Nie mylmy tego z bylejakością. Wiejskość nabrała tutaj nowego znaczenia. Okazuje się bowiem, iż kluczem do sukcesu były ręce gotowe do pracy i… chęci.

Brawo!

Przy okazji licytacji poznałam również świetne kobiety, z którymi tworzę swoje prywatne Internetowe Koło Gospodyń 🙂 Dziewczyny serdecznie Was pozdrawiam.

Zatem powtórzę, bo myślę, że warto zapamiętać:

Proszę nie marudzić i nosem nie kręcić.
Dajcie babom robić i patrzcie co się będzie działo!

 

Znacie jakieś ciekawe wiejskie zrywy, o których warto napisać? Dajcie znać 🙂

Pozdrawiam.