Litkup – tradycja czy pijaństwo?

 

Poznajcie Dobromira

Był sobie kiedyś rolnik o imieniu (nazwijmy go jakoś po staropolsku) Dobromir.

Dobromir był pracowitym człowiekiem, który zajmował się zwierzętami i uprawiał ziemię. Co i rusz zdarzało się, że mógł sprzedać świnkę albo cielaczka, by móc zarobić na życie. Zgłosił się dnia pewnego do Dobromira niejaki Tadek i kupił od niego krowę. Panowie jak to przystało niegdyś na wsi zakropili transakcję litkupem. Pomyślne dobicie targu należało się przecież świętować. Dogadali się, że dziś wódkę stawia Tadek, zaś Dobromir postawi butelkę następną razą. Tak też było moi mili. Gdy Tadeusz przybył po kolejną krowę wódka lała się, póki dna w szkle nie zobaczono. Lała się, bo panowie zwyczajnie lubili popić. Nie musieli, chcieli wypić, a pretekst ku temu był przedni. Średniowieczny zwyczaj ucztowania zobowiązywał.

Zaznaczyć jednak trzeba, że Dobromir miał łeb na karku. Handlował nie tylko z Tadkiem. Gdy inni chcieli kupić od niego cokolwiek innego, mogli to zrobić za godziwą opłatą liczoną już nie tylko w złotówkach, ale i w litrach. Pan Dobromir (wymyślony na rzecz tegoż tekstu) nie dostrzegał bowiem cienkiej granicy między spędzeniem wspólnie czasu z kolegą, a zwykłym alkoholizmem. Dodatkowo włączył mu się swego rodzaju nawyk. Na widok  pewnych ludzi trudno mu było rozmawiać bez odpowiednich wspomagaczy. Tak bowiem działa mózg człowieka, że skoro ktoś nam się kojarzy z wódką, to nie częstujemy go sokiem, nieprawdaż?

Po cóż ja tak się z tą historią przyczajam?

Historia Pana Dobromira to przykład skrajny trzeba przyznać. Trochę stygmatyzujący. Na czym owy stygmat miał polegać? Ano na tym, że gdy wybuchła pandemia Internet zaatakowały memy a propos tego, że w Polsce koronawirus uderzył najpóźniej w Podlasie. Tak, tak. Mówię o tym memach jakoby województwo, które rolnikami stoi leczyło się profilaktycznie sowitą dawką alkoholu. Przypadek? Skąd ta spuścizna?

Takich Dobromirów kiedyś trochę było. Lubowano się jednak wtedy w swego rodzaju „rozrywce” zakrapianej alkoholem. Dlaczego? Bo tego typu rozrywki były jedną z niewielu atrakcji na wsi, a co najważniejsze stanowiły one odpoczynek od pracy.

W powyższej historii pojawiło się również określenie „litkup”. Mnie osobiście kojarzy się on z jednym z kilku czynników wpływających na dawny alkoholizm na wsi. Mój mąż tak nie uważa. Jego zdaniem niegdyś wszyscy pili, zarówno chłopi jak i szlachta. „Pijanym narodem lepiej było rządzić” – rzekł mój luby, a ja zastanawiam się co zatem pije nasz obecny naród?

„Litkup” – po dokonanej transakcji związanej ze sprzedażą żywego inwentarzu, kupujący bądź sprzedający w zależności od dogadania się, stawia butelkę wódki! – Same „zjawisko” litkupu było mi dobrze znane. Jednak o tym, że jest ono określane tym mianem dowiedziałam się dopiero, gdy zaczęłam prowadzić bloga.

Około dwóch lat temu usłyszałam od koleżanki, że w pokoleniu naszych rodziców, dziadków – co 3-4 facet to alkoholik. Podobno nie ma co się temu dziwić. Cytuję: „to było normalne”. Wstrząsnęły mną te słowa niesamowicie. Bowiem dramaty ludzkie, płacz, krzyki, wydawanie ostatnich pieniędzy w domu na wódkę – ktoś określił mianem normalności.

Nie twierdzę, że każdy kto był nauczony świętować sprzedaż krowy wódką był od niej uzależniony. Twierdzę jednak, że wiele błahych powodów do picia, nauczyły błahego podejścia do kwestii umiaru w spożywaniu alkoholu.

„Kiedyś każda okazja do picia była dobra” – a no właśnie… kiedyś.

Jak jest teraz?

„Litkup? Z tym pół dnia się schodzi. Dobić targu, dogadać się kto wódkę kupuje. Usiąść na spokojnie w domu. Jeszcze zagrychę znaleźć. Kto ma teraz na to czas?” – orzekł mój mąż, a mnie szczęka opadła, bo okazuje się, że to bardziej skomplikowana procedura niźli mi się wydawało.

Trzeba przede wszystkim zaznaczyć, że teraz jest inna kultura picia alkoholu. Społeczeństwo jest bardziej świadome pewnych następstw i konsekwencji swoich czynów. Zmieniła się również wieś, gdyż jest bardziej zmechanizowana. Handel odbywa się już nie tylko między bliskimi sąsiadami. Nikt nie idzie z „postrąkiem” po krowę, by ją kupić. Teraz trzeba po nią jechać. Nikt nie będzie przecież ryzykował utraty prawa jazdy. Często „litkup” jeśli ma miejsce, odbywa się za sprawą symbolicznego kieliszka wódki. Coraz częściej jest to również zwykłe spotkanie przy kawie. „Przy zakupie toczą się rozmowy na temat handlu. Przy litkupie rozmawia się o sprawach wszelakich” – dodaje mój ślubny.

Wszystko oczywiście zależy od ludzi i ich usposobienia. Litkup może być zatem pretekstem do wypicia alkoholu, bądź po prostu pretekstem do spotkania i zwykłej rozmowy.

A jak litkup wygląda u Was?