Młodzi vs starsi – podejście do życia na wsi

 

Pamiętam doskonale jak miałam może z 8 lat, na jednej z Komunii w rodzinie siedziały przy stole dwie leciwe babunie. Rozmawiały wówczas zaciekle na tematy przeróżne zaczynając swój wywód od słów: „a pamiętasz jak w 76 roku…?”, na co druga tłumaczyła: „nie, nie, to był na pewno rok 78”. Wraz z przyjaciółką śmiałyśmy się z tego, bawiło nas, że tak te kobiety rozmawiają. Po latach usiadłyśmy we dwie, by jeszcze przed trzydziestką rozmawiać ze sobą w identyczny sposób. „A pamiętasz jak w szłyśmy do przedszkola? Który to był rok?” – Kochana Ty wiesz, że ja wszystko pamiętam. Co jak co, ale pamięć to ja mam okrutną. Mój mąż boleśnie się o tym przekonuje co i rusz. Mężu, a pamiętasz jak w roku 90. przyszła na świat Twoja gwiazdka z nieba, czyli ja? No w sumie Ty wtedy z pieluch dopiero wychodziłeś, nie byłeś jeszcze świadom, żeś przepadł na dobre… No ja tu gadu gadu, a temat posta jakby nie o tym, co?

Jednak powspominajmy jeszcze chwile, co nam to szkodzi? Pytaliście kiedyś starsze osoby jak to kiedyś w rolnictwie było? To znaczy ja wiem, że większości pytać nie trzeba, bo sami chętnie o tym mówią, ale jak tam u Was z chęcią przyswojenia tych informacji?

Parę miesięcy temu napisałam Słownik rolniczo-polski cz.3, w którym moja ulubiona ciocia wspomniała o ciekawej kwestii: „Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby ciągnikiem na pole wjechać, no bo ciągnik przecież uciśnie ziemię i nic nie urośnie”. Po czym Stryj dodał: „A no tak. Kiedyś beczkę ropy spalali na rok. Siewnik dajmy na to, nie podczepiano do ciągnika, bo ugniecie ziemię. Siano końmi,  siewnikiem konnym. Ciągnik służył tylko do orki, kultywatora, wiązałki”.  I tu nastaje zasadnicze pytanie, kto zatem całą robotę w polu odwalał?

Całkiem niedawno zapytałam jednego z wujków przy czym pomagał kiedyś rodzicom? – „Ja i rodzeństwo dużo żeśmy pomagali. Siano grabiliśmy, jak pogoda była oczywiście. Nawet w niedziele siano grabiliśmy, przewracaliśmy. Przeważnie w niedziele trzeba było do wałów”. Wywód był znacznie dłuższy rzecz jasna. Ja mam w zwyczaju takie ciekawostki zapisywać i pewnie nie raz będę do swoich notatek zaglądać, by tutaj na blogu Wam je sprzedać, ale o co mi się rozchodzi…

Ja też dużo pomagałam rodzicom. Może nie jakoś wybitnie dużo, bo nie byłam „synem”, a na wsi za moich czasów bycie synem to było „coś”. Jednak niezależnie od tego ile bym się nie narobiła, już nie byłoby to tyle pracy i wysiłku, co te kilkadziesiąt lat temu. I żeby nie było, moja w tym wina żadna! Jak się urodziłam wiele maszyn rolniczych już istniało, nie przyłożyłam do tego ręki. Ani ja, ani moje pokolenie. Nastały nie powiem, że lepsze, ale na pewno lżejsze czasy dla rolnictwa. I przeminęły te lata 90-te, a wraz z nimi moje dzieciństwo. Potem były już tylko coraz to nowsze maszyny, coraz to więcej wymysłów technologicznych, papierologii, vat-ów sratów… I powtórzę dla pewności: ja do tego ręki nie przyłożyłam. Moje pokolenie dopiero się rozkręca. My dopiero wchodzimy na salony. Czasy, w których żyjemy są jakie są. Czy musimy za to przepraszać?

Moja czytelniczka napisała: „Tak. Tylko robota nas uratuje. Ci `starsi` dziwią się, że mamy czas na wyjścia, relaks, zakupy galeriowe itp… A my? Jak sama widzisz mamy czas na wszystko, a i nasza gospodarka ciągnie dobrze. Kwestia organizacji i rozdzielenia rzeczy ważnych i naprawdę ważnych”. – Nastały teraz takie sympatyczne czasy słuchajcie, że ludzie na wsi oprócz pracy mają swoje pasje, hobby i co najbardziej w tym istotne – mają na nie czas. Hektarów do uprawy więcej niż było kiedyś, ale warunki ku temu by jakoś to ogarnąć – całkiem niezłe. Chciałam jakoś wytłumaczyć skąd te niezrozumienie między młodymi, a starszymi ludźmi, z czego wynika „konflikt” pokoleń, ale jedna z moich czytelniczek odwaliła za mnie robotę. Dziękuję: „Wypowiem się ze stanowiska osoby totalnie nie wiejskiej, ale „czuję” ten temat. Czemu? Ponieważ nieważne czy Ci znajomi chcieliby być rolnikami, architektami, lekarzami, artystami czy wędrownymi kuglarzami to zasada jest jedna – MAJĄ (przepraszam za wyrażenie) ZA-PIER…!!! Jeśli nie urabiasz rąk po łokcie -to na pewno robisz coś niedokładnie. Masz czas dla siebie? Zapewne jesteś leniwa. Jesteś zadbana? To Ty na pewno nic w domu nie robisz. Pokolenie naszych rodziców czy dziadków ze względu na dostęp do techniki czy sytuacje polityczną musiało wszystko życiu wyszarpywać, urabiać się po łokcie, wypruwać sobie żyły. Dla nich luksusem wydaje się być to co mamy na co dzień. Metry naczyń? Jest zmywarka. Góra prania? Jest pralkosuszarka. Kurze po kątach? Są odkurzacze samojezdne. Gotowanie? Od pizzy raz na jakiś czas nikt nie umarł. Z rolnictwem jest podobnie. Są maszyny, uproszczenia, krótsze drogi do celu. Ale nie ma aż takiej drogi przez mękę. A dewizą starszego pokolenia jest to, że jedynie ciężka praca uszlachetnia”.

My młodzi się nasłuchamy, ale starszych szanujemy i niziutko się kłaniamy.

Korci mnie jednak by na koniec zapytać: co moi drodzy będzie naszą dewizą? Co będzie miało w głowie nasze pokolenie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *