O „Chłopkach” Joanny Kuciel-Frydryszak słów kilka

Przyjeżdżając do babci w odwiedziny często zastawałam niezamknięte drzwi i kartkę leżącą na stole z krótką informacją: „Jestem u Tananów”, „Jestem u Kotomskiech”. Babcia miała ich kilka i korzystała wciąż z tych samych karteczek, wybierając informację, która aktualnie była jej potrzebna. Podpisanie się zajmowało jej trochę czasu. Gdy byłam w 6 klasie szkoły podstawowej, patrząc na pismo babci naszła mnie myśl, że babcia pisze tak jak ja, tylko na etapie 2 klasy. Później się dowiedziałam, że babcia takich klas skończyła 3. Tak więc niewiele się pomyliłam.

Nietrudno było mi dostrzec ogromny przeskok edukacyjny, jeśli chodzi o kobiety w rodzinie. Kolejne pokolenie skończyło 8-letnią szkołę podstawową, ja zaś obroniłam magistra.

Czy byłam świadoma jak wielkie szczęście mnie dopadło, że mogłam się uczyć i nawet pójść na studia? Absolutnie nie. Tym bardziej, że na uczelnie wyższą wypychali mnie rodzice. Ja nie do końca tego chciałam. Dziś jestem za ich upór w tym temacie niezwykle wdzięczna. Otworzyli mi drzwi nie tylko do nauki, ale również poznania innego życia, wielobarwnych postaci, ludzi, z którymi kontakt mam po dziś dzień.

Wiem, że dziś tekst nie o tym, ale jednak jakby o tym…

Zanim przejdę do meritum sprawy pozwólcie, że nadmienię jeszcze kilka kwestii.

Na studiach chcąc obronić pierwszy etap studiów musiałam wybrać tytuł pracy licencjackiej. Na korytarzu mojej uczelni wisiała kartka z wymienionymi epokami literackimi i konkretnymi nazwiskami twórców z danych epok. Zwróciłam uwagę na imię i nazwisko Narcyzy Żmichowskiej. Nie wiedziałam kim była (choć pewnie powinnam), nie kojarzyłam jej dzieł, dlatego tym bardziej nie wiem co mną kierowało, gdy zdecydowałam się napisać jej epistolarną autobiografię. Czytałam jej listy pisane do rodziny i znajomych, które mieściły się w ładnych paru tomach grubych ksiąg. Opisywałam jej działalność na rzecz kraju, jej walkę o edukację kobiet, licząc, że kiedyś mi się to przyda. Bo jak się okazało, Narcyza Żmichowska była prekursorką feminizmu. Walczyła m.in. o zmiany w edukacji, które pozwolą kobietom uczyć się czegoś więcej niż tego jak zostać dobrą żoną. Wsiąknęłam w ten temat na dobre, bo pracę magisterską również pisałam w oparciu o działalność Narcyzy.

Ja tu gadu gadu, a Wy dalej czekacie. Cóż, jeszcze chwilkę cierpliwości…

Z początkiem zeszłego roku mieliście okazję zapoznać się z efektem mojej pracy „Historia Szkoły Podstawowej w Białych-Szczepanowicach”. Starałam się opisać krok po kroku walkę ludzi na wsi o lepsze warunki nauczania swoich dzieci. Zderzyłam się wówczas z historią owianą legendą. Bałam się obalenia tej legendy, uzmysłowienia sobie, że wyidealizowałam dawną szkołę. Jakież było moje zdziwienie (takie pozytywne), gdy historia ta w oczach mych jeszcze bardziej urosła. Zadałam dużo pytań i otrzymałam mnóstwo odpowiedzi. Za sprawą tej przygody poczułam tę walkę o lepsze warunki do nauki dla swoich dzieci. Zobaczyłam jak trudny i żmudny był to proces. Wcześniej byłam w tej historii, ale już na samej mecie, będąc uczennicą pobierającą nauki w nowym budynku szkoły.

No i w końcu… Dlaczego o tym piszę? Bo to punkt odniesienia do moich przemyśleń o książce, którą jakiś czas temu przeczytałam. To pokrótce moja wiedza w rozległym, trudnym temacie edukacji i praw kobiet oraz rozwoju wsi. Żadna ze mnie ekspertka. Jednak co tu dużo mówić – temat jest mi bliski.

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak to książka, obok której nie jestem w stanie przejść obojętnie. Czytałam dużo pozytywnych opinii na jej temat, przesyconych lekkim żalem i smutkiem. Zazwyczaj tłumaczono, że to po prostu trzeba przeczytać, że wiele ona wyjaśnia, uczy zrozumienia, budzi wdzięczność za to co mamy – i to właśnie sprawiało, iż wiedziałam, że dzień zakupienia tej książki w końcu nadejdzie. Jednak coś mi mówiło, że póki co nie mam mentalnych jaj, aby ją przeczytać.

I stało się. Przeczytałam. Jestem. Żyję. Jednak to jest doprawdy niesamowite przeczytać historię o samej sobie, nie mając nic wspólnego z tworzeniem tegoż dzieła. Czuję w kościach, że to jest historia także o mnie, a już na pewno o moich korzeniach. W trakcie tej lektury podświadomie ktoś zasadził mi łopatą w głowę. W powietrzu zrobiłam podwójne salto i usiadłam na tyłku. I czekałam, aż historie w niej ukazane osadzą się w mojej głowie. Trzeba było czasu, bo oto po latach zaświeciła się z boku zielona lampka i taka niesamowita myśl, iż… rozumiem. Rozumiem tych wszystkich rodziców wypychających dzieci ze wsi do miasta. Dociera do mnie czym się kierowali, dlaczego zaciekle walczyli, dlaczego tak bardzo się tym szczycili, gdy cel został osiągnięty.

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” to nie jest historia oparta o jedną fabułę, gdzie główny bohater rodzi się, idzie przez życie i na końcu umiera. Książka ta jest zbiorem wielu opowieści ludzi mieszkających na wsi w różnych zakamarkach Polski. Masa historii pokrywa się z znacznym stopniu, co potwierdza tylko uniwersalność problemów życia na wsi w dawnych latach. Jednak znajdą się także opowieści, z którymi ktoś może się nie zgadzać, twierdzić, że „u nas tak nie było”, ale przecież to nie oznacza, że te problemy nie istniały.

Złote myśli wypowiadane przez bohaterów książki można znaleźć niemal na każdej stronie. Specyfikę trudnego życia na wsi można by opisywać w wielu mrocznych podpunktach. Pozwolę sobie opisać kilka aspektów tam ukazanych, podpierając się cytatami.

  1. Kwestie związane ze szkołą były wyjątkowo zawiłe. Przede wszystkim długo nie widziano potrzeby edukacji dzieci. Mało kto wierzył, że osoby ze wsi są w stanie osiągnąć coś więcej w życiu. Poza tym mali członkowie rodziny musieli być użyteczni. Każdy bowiem pełnił swoją rolę w gospodarstwie. „Kiedy dziecko idzie do szkoły, rodzina traci pracownika w gospodarstwie. Nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić”. J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 49.
  2. Mało tego nie była to tylko kwestia chęci, ale dochodziły do tego problemy związane z możliwością pokonania drogi do szkoły. Rodzina często nie posiadała odpowiedniego ubioru, a przede wszystkim obuwia: „Jeśli się chodzi latem boso do szkoły, nie trzeba się wstydzić, w wielu regionach to norma. Dopiero kiedy spadnie śnieg, trzeba założyć przynajmniej drewniaki, które zrzuca się w ciepłe, wiosenne miesiące. […] J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 48.
  3. Przedstawiono również historie, które śmiało wpisują się w pojęcie parentyfikacji. W moim odczuciu na wsi zjawisko te ma się dobrze po dziś dzień. Kiedy dzieciom udawało się w końcu zdobyć wykształcenie, dochodziło często do odwrócenia ról w rodzinie. Dzieci stawały się doradcami rodziców, a nawet przejmowali funkcję rodzicielską i to oni musieli się nimi zajmować: „Fornalska, opisując udrękę będącą udziałem chłopskich rodzin, potrafi spojrzeć samokrytycznie, podkreśla własne i męża zagubienie, a nawet nieporadność, przyznaje, że oboje z mężem nie potrafili dobrze gospodarować i planować, nazywa siebie i jego niedojdami i wyznaje, że ich dzieci szybko weszły w rolę ich doradców”. J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 64.
  4. Wychowanie dzieci było głównie na barkach kobiet. To one w świetle tego co opisano w „Chłopkach” pracowały nawet 500 godzin rocznie więcej niż mężczyźni, dodatkowo zdecydowanie bardziej przejmowały się losem swoich dzieci i dążyły do tego, aby zapewnić im byt: „W przeciętnych rodzinach ojcowie nie zawracają sobie głowy dziećmi i często nie nawiązują z nimi kontaktu, ich więź z potomstwem przypomina relację kierownika firmy z załogą, zwłaszcza synami, z którymi pracuje częściej. Wobec córek zachowują dystans, oczekując od żony, że to ona się będzie nimi zajmować. Córka to baba, a `baby przecież chłop nie zrozumie`”. J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 80.
  5. Na jednej z lekcji prowadzonej przez nauczyciela Wilhelma Kalite przeprowadzono ankietę, aby dowiedzieć się o czym marzą wiejskie dziewczynki. Najczęściej ich pragnienia wiązały się z byciem nauczycielką. Pojawiała się również chęć posiadania pieniędzy i pola, aby móc dobrze wyjść za mąż. Jednak oprócz marzeń, które nie sięgały zbyt daleko, znalazły się również mniej przewidywalne: „[…] jedna chce wyjechać w podróż do Afryki, a druga pisać, „takie jak w książce są, wiersze”. Jeszcze inna udziela szokującej odpowiedzi, ale nauczyciela zupełnie ona nie dziwi. „Chciałabym być krową i dawać mleko, bo dobrze by mi było w domu” – pisze uczennica”. J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 89. – mamy zatem potrzebę bycia inwentarzem.
  6. Oglądaliście na Netflix film „Sami Swoi. Początek”? Przypomnijcie sobie w kim zakochał się nasz kochany Kazimierz Pawlak, a z kim było dane mu wziąć ślub. Jak rodzice tłumaczyli synowi, że nie czas na ślub z ukochaną? Wyjaśniano, iż póki jego młodsze siostry nie wyszły za mąż to w ich domu nie ma miejsca dla nowego domownika. Przypomnieć warto, że niegdyś dom składał się z alkierza i jednego pokoju. Stanęło w końcu na tym, iż bliscy znaleźli mu wybrankę – jedynaczkę, córkę gospodarza, gdzie Pawlak mógłby się ożenić i zamieszkać. Musiał on oczywiście najpierw pójść do jej ojca, aby mógł ocenić czy się nadaje na zięcia. Pawlak nie chciał pójść, ale poszedł. I ożenił się. Dziwne? Niekoniecznie: „Małżeństwo chłopskie to spółka, która ma zabezpieczać przetrwanie rodziny, a nie romantyczny, emocjonalny związek ludzi sobie bliskich. `Na wsi nie patrzy się przeważnie ani na charakter, ani na wartości duchowe, byle tylko były morgi, to wszystko inne da się zrobić! Słusznie też ktoś powiedział: Gdyby koza morgi miała, toby zaraz się wydała` – pisze Maria Kieralowa w 1939 roku w gazecie Kobieta Wiejska”. – J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 91.

Jeśli ktoś z Was czytał mój Mini słownik rolniczo-polski cz.3 ten wie, że w mojej okolicy czasy wychodzenia za mąż tudzież ożenku z musu zaczęły zanikać gdzieś w latach 70-tych.

Zabawny dla mnie był fakt, iż Pawlak porównał się do świni na wiejskim targu, którą ktoś będzie oglądał i oceniał czy go chce. Cóż… Wygląda na to, że nie tylko kobiety wówczas tak traktowano. Ten temat był dla mnie zawsze bardzo ciekawy, a w „Chłopkach” jego rozwinięcia na szczęście nie brakuje:

„Jeśli nawet niewiele wiemy o przeszłości naszych rodzin, a nasza babka została wydana za morgi lub z innych, na przykład statusowych powodów, zwykle o tym słyszeliśmy. Jest to bowiem jedno z tych wydarzeń, które naznacza życie kobiet głęboko, a czasem tragicznie. Ów wyrok na kobiecą wolność bywa bardzo szczegółowo przez nie zapamiętywany, ponieważ towarzyszy im wstrząs emocjonalny”. – J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023, str. 102.

„Chłopki” pokazały mi, że urodziłam się w dobrych czasach. Gdyby było mi dane żyć na wsi tych kilkadziesiąt lat temu, nie miałabym warunków, aby się uczyć, ba – bardzo prawdopodobne, że nie miałabym takiej możliwości. Oczekiwania względem mnie byłyby zupełnie inne, a moje ambicje zapewne równałyby się z podłogą. I można się wykłócać, że to tylko domysły i moje gdybanie. Jednak tak właśnie to czułam zaznajamiając się z tym tekstem.

Gdybym użyła popularnego zwrotu „przeczytałam tę książkę, żebyście Wy nie musieli” – dopuściłabym się strasznego bluźnierstwa. Jeśli macie pochodzenie wiejskie to to jest książka dla Was. Jest to pozycja, która daje odpowiedzi na wiele pytań. Wyjaśnia podejście do życia ludzi wychowanych w dawnych czasach. Otwiera drzwi, które wydawały się być zamknięte. Nie mówię, że przeczytanie jej odmieni Wasze życie. Wszystko zależy od tego co siedzi w waszych głowach. To co siedzi w mojej główce – pokrótce Wam opisałam. Moim zdaniem – to ważne.

Dzisiejsza wieś przyciąga do siebie ludzi miastowych. Jednak idę o zakład, że tych kilkadziesiąt lat temu nie stano w kolejce, aby zaznać uroków życia na prowincji. Uroków tych brakowało. Jak to się mówi: „kiedyś to było”, ale czy rzeczywiście to prawda?

Jaka jest Wasza opinia o „Chłopkach”?

2 thoughts on “O „Chłopkach” Joanny Kuciel-Frydryszak słów kilka

  1. Anna pisze:

    Książka, po której faktycznie docenia się obecne czasy 😃

    1. jandrzejka pisze:

      Zdecydowanie tak właśnie jest 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous article

Na rolniczkę nie wyglądasz