Wiejska Wielkanoc – kiedyś i dziś
Nie wiem jak było u Was w okresie przedświątecznym, ale u mnie stres i robota wisiały w powietrzu. Od rana stała nade mną i moimi siostrami poddenerwowana mama, tłumacząc że u sąsiadów to już sałatki robią, a my dopiero wstajemy. Przy czym istotne jest zrozumienie co oznacza słowo „sałatka”. To słuchajcie nic innego jak końcowe stadium świątecznego rozgardiaszu. Oznacza to, że chałupa już posprzątana, mięsa się pieką, ciasta masą przesiąkniętę, no… fajrant tuż tuż. I brałyśmy się do pracy, bo przecież miałyśmy strasznie w plecy, by w końcu przyszła sąsiadka mąki pożyczyć (ta co u niej już sałatki robią), by stwierdzić, że „my to mamy już tak dużo porobione, a ona to w czarnej…” no… Zapytałam nawet kiedyś bliską mi osobę, po co są święta? „By nasze domy brudem nie pozarastały”. No nie zupełnie tak jest, choć z tym stwierdzeniem w jakimś stopniu trzeba się zgodzić. Póki co, przed nami Wielkanoc moi drodzy, a zanim Wielkanoc nadejdzie usiądźmy sobie spokojnie, zrelaksujmy się i powspominajmy trochę, jak to kiedyś w te święta było. Jest tego trochę, uzbrójcie się zatem w cierpliwość i dajcie znać czy dotrwaliście do końca. Bohaterkami są głównie pewne miłe Panie, członkinie jednej z grup, do której ja należę. Dziewczyny przyłożyły mocno do pieca. Żar informacji pali się do dej pory. Jak dla mnie wnioski są jednak takie, że niby Polska jedna, ale wieś – jej tradycje i obyczaje -to już kwestia indywidualna niemal każdej wsi.
Powróciłam najpierw około 15 lat wstecz, kiedy to w gimnazjum przeprowadzałam wywiad ze ś.p. sąsiadką. Jak w naszych okolicach obchodzono Niedzielę Palmową?
„Niedziele Palmową obchodzono podobnie jak i teraz. Tylko kiedyś to wkładano gałązkę na jakieś dwa tygodnie wcześniej w dzbanuszek na oknie i to listki puściło. Najlepiej to brzoza, bo jest taka drżąca i listki jak ma, to takie błyszczące. Przybierano je takimi małymi kukardeczkami. To robiły dzieci i młodzież. […] I to przyniesiono potem (po kościele) do domu i za obraz tam gdzieś wkładano, i jak krowy wyganiali na pole to wyganiali tą palemką krówki, żeby zdrowe były, mleko dawały”.
Jak ozdabiano koszyczek ze święconką, co do niego wkładano?
„Jajka gotowane obrane ze skorupek, kiełbaska musiała być swoja zrobiona, mały kawałeczek chleba. Ksiądz jeździł po wsiach i święcił to, a dzieciaki czekały, aż te jajeczka się poświęci przed domem we wsi, w którym je święcono”.
A pisanki jak zdobiono, czym?
Gotowano żyto zielone, wkładano zżęte nożem żyto i to jak już puściło barwę było zielone, to tam wkładano jajka i były one zielone. na inny kolor to można było zrobić z cebuli skorupki, znaczy łuski z cebuli. One były takie jakby pomarańczowe”.
A w Internecie słuchajcie znalazła się mała podpowiedź w tym temacie:
Jak wyglądała msza rezurekcyjna?
„Msza rezurekcyjna to po prostu szło się na Rezurekcję, każdy starał się ładnie ubrać. Nie było samochodów, wszyscy jechali albo końmi na wozie, albo pieszo szli, bo samochodów w tym czasie nie było jak ja pamiętam”.
I tu słuchajcie zaczyna się prawdziwa jazda. I to dosłownie jazda: „U nas na wsi, gdy byłam dzieckiem, panował przesąd, że kto pierwszy z niedzielnej, porannej, Wielkanocnej wróci, temu pierwszemu wyrośnie zboże :)”
„U nas to samo. Mąż opowiada do dziś, że jak był mały i na rezurekcje jeździło się wozem to gospodarze do końca mszy nie mogli doczekać tylko pod koniec to już przy drzwiach stali, a potem biegiem do koni i wyścigi. Kto pierwszy do domu dojedzie temu pole najlepiej obrodzi. Mało pasażerów nie pogubili. Dziś jeszcze troszkę się ścigają ale już bez zacięcia bo i gospodarzy mało”.
„Kto pierwszy po rezurekcji wjedzie do wsi, temu dobra wróżba”.
„U nas kiedyś było tak (w czasach młodości babci): Kto pierwszy przyjechał na wieś z Rezurekcji, temu najlepiej obrodziło w danym roku. Mieli gospodarze sporą radochę – ścigali się furmankami :D” – Mój tata do tej pory daje porządnie w pedał, gdy wraca z Rezurekcji do domu. Zanim odpali silnik rozgląda się nerwowo czy sąsiedzi już wyruszyli. Ogrom emocji mówię Wam.
„W niedzielę, po Rezurekcji nie można było spać „bo buraki zarosną”. – A o tym akurat nie słyszałam. Jak i o ładnych paru innych rzeczach:
„W wielkie dni wieczorami noc się nie szyje,nie tnie nożyczkami żeby zwierzęta nie urodziły się <inne>”. – nic nie widziałam, nic nie słyszałam.
„U mnie babcia zawsze w Wielki Piątek brała palmę którą święciła w niedzielę i budziła nas bijąc nią po nogach i mówiąc „Boże rany, wstawać barany”.
„U nas tak samo, o 4.30 rano była droga krzyżowa i jak z niej wracaliśmy to babcia zrywała po drodze witki i gałązki i robiła wszystkim „Boże rany” – Droga krzyżowa o 4.30 rano? Nadal tak u Was jest? – Tak, ma ogromny urok. U nas jest taka totalna wieś, kościół, plebania, trzy domy na krzyż, lasy, pola i łąki, na Wielkanoc zwykle zalane. I idzie przez to droga krzyżowa, z pochodniami, ludzie z zapalonymi zniczami, zmieniają się przy niesieniu dużego krzyża. Słychać żurawie, bażanty itp., no pięknie jest. A potem ciepła herbatą i jeszcze pod kołdrę na godzinkę”.
„U nas się mówiło „za boże rany od deski do ściany”
„Cudowna tradycja. Moja babcia i teraz mama po powrocie z kościoła z poświęconą palmą biła nas nią po głowach i mówiła: Palma bije nie ja bije, święty dzień za tydzień”.
„U nas w lany poniedziałek chodzą tzw. Murzyny, przebierańcy. W skład powinien wchodzić niedźwiedź, baba, policjant, ksiądz, dziad, grajek (w sumie nie wiem dlaczego). Dziewczyny polewali wodą, chłopaków uderzali rózgą albo smarowali sądzą, można się było wykupić dając im np. jaja”. – Jak dla mnie pachnie tutaj naszymi regionalnymi herodami, tylko w wersji wielkanocnej. Okazuje się jednak, że o tego typu tradycji opowiadała więcej niż jedna Pani.
„Lany poniedziałek ok 13-14 chodzą po wsi od domu do domu „murzyni”, „przebierańcy” z życzeniami i koszem na podarki :)”.
„U mojej babci na wsi jeszcze jak byłam mała chodziło się w poniedziałek rano „po wykupie” czyli grało się i śpiewało ludziom pod oknami 😉 aż wyszli i się wspólnie napili i do kolejnych. Wspominam to z łezką w oku. Wieś na Mazowszu;)” – Zapytałam nawet co oni tam popijali. Domyślacie się co to mogło być?
„A u nas są `turki`. To taka straż grobu. A w niedziele i poniedziałek paradują wkoło kościoła, robią figury i również chodzą po domach”.
Co więcej?: „U mnie w rodzinnej wsi był taki zwyczaj ze w Niedziele Wielkanocną po południu każdy gospodarz szedł wzdłuż własnego pola, aby plony były. Na końcu pola był las, gdzie ci męzczyźni spotykali się, palili ogniska, no i oczywiście jak już się spotkali to wiadomo co dalej było…” – Tutaj zdecydowanie nic nie widziałam, nic nie słyszałam 😉 Może któryś z Panów się wypowie???
„U mojej babci na wsi w lany poniedziałek przychodził jakiś sąsiad i oblewał wszystkich perfumami” – wątek starszych ludzi oblewających w ten dzień innych perfumami pojawił się wielokrotnie. Czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć dlaczego osoby starsze nie oblewały wodą? Spekulowałyśmy, że może starszym już nie wypada. Ktoś rzucił hasło, że to może chęć przybliżenia się do szlachty. A jak jest naprawdę???
Wątek związany ze starszymi zwyczajami, tradycjami zostawmy w spokoju, bo można o nich tak naprawdę pisać bez końca. A jak to wygląda dziś? Z łezką w oku wspominamy jak to babcie i dziadkowie coś robili. Dziś mam wrażenie pal go licho tradycja. Te sprzątanie i zmęczenie bierzemy na piedestał. Może jednak się mylę??? „Wczoraj gadałam z mamą – rzecze moja czytelniczka – Jak pamiętasz ona ze wsi jest. I mówiła, że każdy kiedyś świrował. Podwórza zamiatał, wszystko sprzątał. Taka inna Wielkanoc była, a teraz wszystko na gotowca”. To jak to w końcu jest?
„Teściowa wczoraj nastawiła już buraki na ten śmierdzący zakwas na barszcz na Wielkanoc (pozdrawiamy teściową). Ogólnie wielkie sprzątanie, wymiana firan, pościeli, chodników w korytarzu na „odświętne”. W moim rodzinnym domu ze święconki babcia kroiła wszystkiego na talerz i po modlitwie i życzeniach każdy brał wszystkiego po kawałku. U męża teściowa robi z tego kanapki i w koszyku ma być wszystko co jedzą domownicy, np starszy syn jak pił mm to w koszyczku miał swoją porcyjkę w kieliszku żeby i on coś święconego zjadł”. – Tutaj uczepię się jednej rzeczy… Jaki barszcz szykujecie na Wielkanoc? Koleżanka wyżej wspomina o barszczu czerwonym. Ktoś chętny? Uwaga liczę: jeden, dwa, trzy… jest Was trochę. Czemu zatem mnie kojarzy się ów barszczyk z Bożym Narodzeniem? Mówię Wam, jedna Polska niby… Idziemy dalej:
„W moim rodzinnym domu mamy tradycję, że mama zawsze się nagada, że w tym roku to nie szykuje dużo, nie piecze, a potem i tak robi dużo wszystkiego, a ciast to zawsze 8 -10. Wszyscy w święta przyjeżdżają do mamy właśnie na te ciasta, bo niby zwykle od wielu lat te same, ale są naprawdę pyszne. No i tak zawsze takie generalne porządki i w domu i na podwórku, bo i tak po zimie trzeba ogarnąć.
Mama nieraz opowiadała jak dawniej obchodzili święta ale niestety tradycja trochę zanika. Ale taki zabobon utkwił mi w głowie,że jak karmi się dziecko piersią przez dwa Wielkie Piątki to potem to dziecko rzuca urok. Także moja dwójka będzie rzucała uroki”. – Pozdrawiamy czarodziejów.
„U mnie zawsze w domu wszystko błyszczało na Wielkanoc. Firany i pościel zmieniona, dywany wyprane, podłogi wypastowane. W Wielki Piątek zachowywaliśmy post ścisły. Zaczynaliśmy przygotowywać potrawy na niedzielę, ciasta, pisanki. W sobotę rano mama szykowała koszyczek do święcenia. Ostatnie porządki i wieczorem/późnym popołudniem szliśmy do kościoła. Po obrzędach zaczynaliśmy świętować. Niedziela zaczynała się od rezurekcji A później wspólne śniadanie. Dzielilismy się jajkiem przy stole. No i oczywiście szukaliśmy zajączka. U siebie w domu praktykuje. W lany poniedziałek sąsiedzi chodzili po wsi z perfumami A chłopcy biegali z wiaderkami”. – No i znowu te perfumy!
„Jestem wierna tradycjonalistka. Nie mam może za dużo zwyczajów Wielkanocnych, ale przekazujemy spuściznę kolejnym pokoleniom.
W czwartek przychodzi zając i poza słodkim upominkiem w wypolerowanych przygotowanych butach znajdują się jeszcze gorące jajka. Zawsze mówimy, że tylko wielkanocny je gubi i właśnie uciekał. Dzieci wypatrują przez okno i jeszcze czasami widzą go gdzieś daleko. W piątek pierwszy kto wstaje Witka z wierzby musi smagnąć śpiących jeszcze za tzw „boże rany”. W sobotę ścisły post, święconka i odwiedzenie pustego grobu pańskiego. W niedzielę śniadanie wielkanocne uroczyście rozpoczęte modlitwa dziękczynna i ta za zmarłych nieobecnych przy stole i prośba o łaski wraz z bitwa na jajka itd. W poniedziałek śmingus dyngus. U nas bez spiny, ale sprzątanie jest zawsze, bo zależy nam, żeby w te dni już nic nie grzebać, nie ruszać, nawet wtedy podłóg nie odkurzam i nie sprzątam, bo to święta dla rodziny, modlitwy i odpoczynkuA no i kiedyś zawsze rezurekcja o 6. Odkąd wyszłam za mąż, mam dzieci i śniadanie do zrobienia to jednak idziemy później do kościoła Kto pierwszy wszedł w progi domu jeśli to mężczyzna to znak dobrobytu jeśli kobieta to płodność”.
„U nas w domu rodzinnym nie ma jakiś super tradycji, ale od zawsze po dziś dzień poźnym wieczorem w piątek chodzimy „czuwać” do kościoła. W sobotę pościmy do święconki wracamy i JEMY aż brzuchy pękaja – tak, u Nas je się w sobotę to co w koszyku. W niedziele kościół i jakiś mega obiad, a w poniedziałek zawsze ten kto pierwszy wstanie leje wszystkich po buziach wodą. Kiedy mamy gości w ten dzień to obrywa im się wodą z butelki zanim wejdą – lejemy z balkonu, bo jest nad drzwiami wejściowymi. Nie szalejemy ze sprzątaniem, ponieważ robię to na bieząco, ale jeszcze X lat temu pamiętam, jak Mama była wytyrana w czasie świąt tym sprzątaniem, więc ja tą tradycje wymazałam”.
Reasumujemy? Da się to w ogóle jakoś zreasumować? Ile ludzi tyle gustów, ile wsi tyle wiejskich zwyczajów. Co jednak przykuło moją uwagę ogarniając te wszystkie informacje do posta? Mówiąc o tym jak było kiedyś skupiamy się na tych tradycjach i zwyczajach właśnie. Dziś mam takie wrażenie na pierwszy rzut idzie świąteczna gorączka związana ze sprzątaniem, gotowaniem, pieczeniem. O co dokładnie mi się rozchodzi? Wasze pierwsze skojarzenie związane ze świętami wielkanocnymi? Pół biedy jeśli to kurczak, pisanka, jajeczko. Magia, jeśli myślisz o tym czasie w kontekście swojej religii. Moje pierwsze skojarzenie już opisałam na początku posta. Święta, święta, a już zaraz po… Co po nich w sercu nam zostanie?