Wieś sielska, anielska, do orzygu piękna

Myślę. że napisanie tego posta będzie o wiele bezpieczniejsze teraz, gdy moja wiejska robota jeszcze nie w pełni. Będąc bardziej zmęczona i nabuzowana goryczą mogłabym wylać tu iście pisarską krew. Na wiejskie ochy i achy nie byłoby tu miejsca, choć teraz „na spokojnie” też szaleć z tym nie będę. Na samo wspomnienie tego o czym będę pisać robi mi się słabo… ale luzik, wirtualnego pawia nie będzie.
Panuje teraz moda na wszystko co bio i eko. Swego rodzaju „wieś”, ale taka w idyllicznym tego słowa znaczeniu wchodzi na salony. Można by rzec, że w końcu wieś to nie tylko rolnictwo – i tutaj pełna zgoda. Od siebie muszę jednak zaznaczyć, że wieś to PRZEDE WSZYSTKIM rolnictwo. Na moim blogu też bywa, że jest w tym temacie słodko-pierdząco. Przedstawiam Wam mój sposób patrzenia na miejsce, w którym mieszkam, a ja tu dostrzegam plejadę sielskich atrakcji. Jednak powiedzmy sobie szczerze, pachnąco i przyjemnie to tu zawsze nie jest. Tu się pracuje, a full serwis specyficznych krajobrazów dookoła to często efekt właśnie tej pracy. Wtedy, gdy pot spływa nam z czoła, a ciało domaga się snu, jakoś nikt nie myśli, by sięgnąć po aparat i to udokumentować. Teraz z resztą panuje kult piękna, a w polu czy przy krowach z makijażem nie po drodze, także sorry. Jednak by ktoś mógł zrobić sobie iście romantyczną fotkę w zbożu, ktoś te zboże musi posiać, a wcześniej ziemię uprawić (czyt. nawozić gnoju i przeorać). Zabawa w sianku? Ktoś trawę musi przecież skosić. Koniki mają zapozować, bo takie piękne? Ktoś musiał o te konie dbać. Dlaczego o tym piszę?

Mam wrażenie, że trochę o tym zapominamy. Robimy zdjęcia tam, gdzie tło zgadza się z szeroko pojętą estetyką. Nie macie wrażenia, że zaprzeczamy rzeczywistości? Dzisiaj obraz wsi to ten obraz, gdzie jest czysto, ładnie i świeżo. Wieś kojarzy się ze spokojem, ciszą, krajobrazami. Gdzie w tym wszystkim krowy w oborze, świnie w chlewie, kury w kurniku? Choć kury są jeszcze we względnym, akceptowalnym formacie sielskości. Pokazujemy piękną stronę wsi, ale tego my przecież pokazywać nie musimy, bo miastowi już dawno nam tego zazdroszczą. Pogadajmy może o tym co stanowi „problem”. Ładnych parę miesięcy, gdy przeprowadzałam wywiad z rolniczką nr 1 (link do wywiadu TUTAJ) dostałam wiadomość: „na resztę pytań odpowiem Ci jutro w miarę możliwości, zaraz wychodzę z pracy i idę do roboty ?
przy dojeniu nie chce nic pisać, bo moja odpowiedź na wszystko to będzie: a ch… z tą całą gospodarką”. Parę dni temu przeczytałam również to: „Dziś był ciężki dzień. Krew, pot i łzy. W takich chwilach mi cholernie trudno”. Co i rusz dostaję też pytanie: „No i gdzie ten deszcz? Miał być, a nie ma…” – ja co prawda nie znam się na meteorologii, ale nie dziwię się tym pytaniom. Ludzie na wsi się stresują. Jesteśmy w pełni zależni od pogody, więc wypatrujemy deszczu zdecydowanie bardziej niż kolejnego planu politycznego z „plusem” w tytule. 
Jak jest praca w polu, po prostu sezon znany pod kryptonimem „zapierdziel”, panuje na wsi straszna „nerwówka”. „Nerwówka” to nic innego jak choroba, będąca wynikiem przemęczenia, poddenerwowania i nie posiadania czasu, by podrapać się po tyłku. Dodatkowo poród tu, poród tam, wszelkiego rodzaju komplikacje związane ze stanem zdrowia zwierząt… I tak w koło Macieju… – Jest ciężko, co tu dużo mówić. Czasami jedyną dla mnie rekompensatą za to, że mam trudny dzień są właśnie te „widoki”, o których mowa wyżej. Chyba… Tak teraz analizuje to w swojej głowie i wydaje mi się, że to właśnie to. Jednego jestem pewna, w czasie gdy praca wre, do głowy przychodzą mi nie nadające się do publikacji epickie sformułowania. Dlatego dla wyższego dobra post na ten temat powstaje teraz.
„Coraz więcej wsi tylko z nazwy. Rolników brakuje”. Słyszycie takie stwierdzenia czasem? Ja coraz częściej. Niektórzy mówią, że to dobrze, bo wieś upodabnia się do miast. Tylko po jakie licho ma to robić? Wieś jest wsią właśnie, bo różni się znacznie od „miejskości”. Gdy w wielkich kropkach na mapie pachnie wakacjami, u nas nadciąga „zapierdziel” i sezon na „nerwówkę”. Tak jest i może to głupie, ale my to nawet lubimy i godzimy się na to. Jeśli zatem po raz kolejny założę chustę na głowę i dam sobie zrobić zdjęcia na pięknym, bo w końcu wiejskim tle, wiedzcie, że cudne to owszem, ale i bardzo trudne zarazem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Next article

Dekalog żony rolnika