WTF? czyli „Rolnik szuka żony”

Nigdy nie lubiłam pisać recenzji, sprawozdań itp. wypracowań. Zdawanie relacji z czegokolwiek nudziło mnie i nudzi po dziś dzień. Jestem jednak świeżo po obejrzeniu powtórki odcinka tzw. „0”, nowej serii słynnego programu „Rolnik szuka żony”. Na świeżo tzn. jakieś parę dni. U mnie czas to pojęcie względne. Ja ledwo wczoraj wyszłam za mąż, a dziś biegają koło mnie dwa urwisy i krzyczą do mnie „mama”. Edycja programu chyba 5. Nie wiem, nie liczę. Nie jestem fanką tego typu programów. Obejrzałam jednak fragment odcinka, w którym kilku panów i jedna pani opowiadali o trudach w poszukiwaniu miłości. I ogarnia mnie zdziwienie i pusty śmiech. Nikomu nie chcę ubliżać, nikogo nie zamierzam obrazić, dlatego natychmiast wytłumaczę o co mi się rozchodzi.
Panowie sympatyczni, rozgadani, wylewni odnośnie swoich uczuć. I to dziwi mnie bardzo. Ja do tej pory panów rozgadanych na temat miłości spotkałam w życiu może ze trzech, a tutaj w jednym programie jest ich aż 9-ciu. Śmiem jednak twierdzić, że wylewność wynika z podpisanego kontraktu. W dodatku zgłaszali się rolnicy z całej Polski, więc ma to zapewne jakieś znaczenie. Panowie rzecz jasna są w różnym wieku. Jurni, uśmiechnięci, zaprawieni w boju do pracy. Niebrzydcy. Dwie ręce, dwie nogi, nieszczerbaci – uzębienie w prządku. Uszczerbków na zdrowiu brak. Nie głupi, mówiący ogólnie z sensem. Takie „swoje chłopy”. Ubrani adekwatnie do wykonywanego zawodu. Sanepid nie miałby się do czego przyczepić. Jest to rzekłabym odwrotność „Facetów do wzięcia”. Kontrast bije po oczach zwłaszcza porównując domy, w których mieszkają, pojazdy jakimi się poruszają itp. No… Mianownikiem wspólnym jest samotność. A to już temat bardziej złożony i trudny.
Podczas oglądania oczom mym ukazuje się obora na kilkadziesiąt krów. Kawaler nr któryś tam przygląda się przedmiotowi swojej pracy z rozrzewnieniem. I żeby nie było, w to że on kocha swoją pracę to ja nie wątpię. Rolnictwo to pasja. Tu nie ma mowy o zawodzie wyuczonym. Albo to kochasz, albo rzucasz w cholerę. Jednak taki pan mówiąc o wykonywanych obowiązkach raczy napomknąć coś w stylu: „Ty kochana tylko bądź. Zajmij się domem, ródź dzieci. Ja se poradzę. Ty tylko bądź”. A te panie naiwne tego słuchają. Przed oczami mają siebie leżące na kanapie, puszczające słodkopierdzące bąki, oglądając kolejny odcinek „Trudnych spraw”, podgrzewając gotowy obiad a`la „odwal się” kupiony w sklepie. Wysyłają więc listy do kawalera i żyją w przekonaniu, że „po prostu będą”. Czasami dla zabicia czasu skoczą na porodówkę, by porodzić dziedziców. Cieszą się, nie wiedząc, że czasami lepiej pójść pracować cały dzień w kamieniołomach niż relaksacyjnie przeć i drzeć się na cały oddział szpitalny. Rolnik jak to rolnik, w okresie letnim będzie zaiwaniał w polu od rana do wieczora z małymi przerwami na dojenie i zjedzenie obiadku ze swoją księżniczką. Z czasem księżniczka będzie marudzić, że go wciąż nie ma, że ona taka biedna, osamotniona, a jej życie monotonne i przewidywalne. Po x latach w jego oczach żoneczka nadal będzie księżniczką, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Bo jak nazwać inaczej żonę, która nie raczy ruszyć czterech liter, aby ogarnąć coś koło domu, by mąż zamiast na 22:00, mógł wrócić do domu powiedzmy na 20:00. Ale Ty po prostu bądź… Choć można przyjąć również inny scenariusz. Taki, w którym tuż po ślubie mąż naturalnie zechce podzielić obowiązki na dwoje. Bo jest więcej gąb do wykarmienia i daj Boże będzie więcej. Uświadomi sobie kobiecina dopiero po słowie, że wyszła za mąż za rolnika i on nie żartuje. Pozostaje wówczas dostosować się do danej sytuacji lub dołączyć do grona innych zdziwionych. Tych po rozwodzie. Ale Ty tylko bądź… Kiedy rolnik zachoruje, nie będzie miał siły poruszyć ręką ani nogą, wezwij lekarza, księdza, grabarza. I tylko bądź… Rachunki opłacą się same, zwierzęta nażrą się na własną rękę. Dzieci pokornie będą chodzić z pustym żołądkiem. A Ty tylko bądź… A że z wiekiem podobno u singli wymagania względem drugiej połówki maleją, może po prostu poczekaj. Może będziesz mogła być zaniedbana, pyskata, a nawet w ciąży z sąsiadem. I po prostu będziesz… Jednak w pewnym momencie powróciła mi wiara w logiczne myślenie ludzi, gdyż jeden z prezentujących się panów powiedział nieśmiało, że „dobrze by było, gdyby kobieta coś czasem pomogła”. I taką chęć współpracy to ja rozumiem. I taką szczerość to ja rozumiem. Pamiętam jak naście lat temu mój kolega rolnik obiecywał swojej dziewczynie, że po ślubie będzie ją nosił na rękach – do obory i z powrotem. Obiecywał jej złote góry, te stojące za oborą… Kiedyś mnie to bawiło, dziś wiem jak mądry był to chłopak. Facet konkretny, nie owijający w bawełnę. I takich ludzi nam trzeba.
Po około 15 minutach oglądania tegoż programu stwierdziłam, że ja listów do tych kawalerów i szanownej pani pisać nie będę, bo mąż mi zabrania. Przełączyłam zatem na „Maszę i Niedźwiedzia”. Synkowie co prawda spali, ale jak dla mnie bajka jest w dechę, więc co mi tam… Nie mogę jednak przestać myśleć o tym co samo ciśnie mi się na usta… Rolniku! Wymagaj od kobiety tak jak ona wymaga od Ciebie. Nie jesteś człowiekiem gorszego sortu, jesteś kimś. Bo rolnik to jest ktoś. To człowiek zaradny, pracowity, odpowiedzialny, dobry. Rolnik nie oferuje łatwego życia. Gwarantuje za to życie szczęśliwe, zgodne z naturą, stabilne, godne. A to jest naprawdę coś.
Na koniec muszę wspomnieć o słowach jednego z opisywanych rolników. W moim mniemaniu pretendują one do rubryki z określeniem HIT. Pan szanowny deklarował potencjalnej ukochanej wspólne spacery nad ranem „po trawie skąpanej w rosie”. I to ja kupuję. Z rana idąc wygonić krowy na pole, rosy jest co nie miara. Normalnie po kolana…! A ja te spacery sobie chwalę. Bo poranki na wsi są piękne. Życie na wsi jest piękne.

KURTYNA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous article

Zadupie

Next article

Fashion Village