Radkowa, powsinoga i inne samopasy cz.1

Był rok 1990. Lipiec – dokładnie piąty dzień tegoż pięknego miesiąca, gdy na świat przyszła Karolina – znaczy się ja! I jak mnie rodzice ochrzcili i w papierach wpisali tak imię to zostało i było często względem mnie używane. I tak żyłam sobie ciesząc się z posiadanego imienia (z przerwami na okres, kiedy go nie lubiłam) do czasu, aż wyszłam za mąż. Mój ślubny woli mnie określać mianem „żony” lub jakoś bardziej pieszczotliwie, no chyba że zdenerwuję go nadto i momentalnie o moim imieniu sobie przypomina. Lubi je wówczas podkreślać jakimś srogim tonem, ale to temat uniwersalny każdego małżeństwa. Na wsi – tu gdzie mieszkam – jestem również rolnikową, bądź w świetle tego co mówią osoby starsze – „Radkową”. Stałam się bowiem elementem tak silnie przylegającym do mojego męża, że nawet moje imię wyblakło w świetle męża chwały 🙂 A tak zupełnie serio to zupełnie normalne na wsi, że żona jest określana po imieniu męża (przynajmniej dla ludzi starszego pokolenia), np. Kazikowa – żona Kazika, Władkowa – żona Władka.
Szukając innych tego typu nazw, charakterystycznych dla społeczności wiejskiej zaczęłam mieć wątpliwości czy są to rzeczywiście typowo wiejskie określenia, czy po prostu słowa zaczerpnięte z innych języków bądź gwar. Każda z młodych osób, która chciała pomóc w tej kwestii także w pewnym momencie miała wątpliwości. Sugerowanie się tym, że te nazwy były wykorzystywane przez nasze babcie czy dziadków jest niby zasadne, ale nigdy nie wiadomo czy słuszne.
Moja mama często bowiem używała słowa „powsinoga”, które rzucała w moją bądź moich sióstr stronę, gdy wracałyśmy do domu od sąsiadów. Żyłam sobie dzięki temu w przeświadczeniu, że to takie wiejskie powiedzonko, w dodatku łatwe do rozszyfrowania. Okazało się jednak, że osoby mieszkające w mieście również dobrze je znają, a poza tym:
„U nas „powsinoga” to listonosz albo `nositorba`. Mój tata był listonoszem. Jeśli wstąpiło się do kogoś na kawę po pracy to mama zawsze mówiła, że po `kapliczkach się chodzi`,lub też jeśli szło się na skróty to `maluchem poza chumeniu` lub `na poprzek` ( nie wiem jak się to pisze, być może też przekręciłam)”. – I takim oto sposobem moja wiejska teoria nazewnictwa tego i owego trochę wyblakła. Dowiedziałam się jednak, że „powsinoga”  w niektórych wioskach ewoluowała w „powsigire”. Trzymając się tej tematyki można również dodać stwierdzenie: „Latać po budach, czyli chodzić od koleżanki do koleżanki”. 
Niezmiernie ujęło mnie określenie „idziemy na hejtki” czyli w gości. Ciekawe czy jest to prototyp współczesnego „hejtu”. Może to jakiś zalążek obgadywania, plotkowania o ludziach, z którym przecież jak wiadomo nikt nigdy nie ma nic wspólnego 🙂
„Chodzić na kominkichodzić wieczorami do sąsiadów na pogaduszki”. – Wychodzi na to, że towarzyskie życie ludzi na wsi ma bogatą gamę określeń. Co więcej?
„Mój teść często mówi: `popili? Pojedli? To na werandę`”
„U nas: `pojedli? Popili? To do roboty`” – Mam takie wrażenie, że nie ważne co było dalej, grunt, że pojedli i popili 🙂
„Ciężko w sumie tak na szybko, do niektórych zwrotów człowiek tak się przyzwyczaił, że ciężko je wyodrębnić. Babcia np. zamiast wyrzucić mówiła „wyćpić”, zamiast ściągnąć z siebie rzeczy „idę się seblec”, połóż to tam/rzuć – „ćpnij no to tam”, portmonetka – „putmanejka”, idę po warzywa na ogródek – „idę po frukta” Ale czy to typowo wiejskie…?” – no właśnie moi drodzy, czy to typowo wiejskie? Jakaś podpowiedź?
I krótka rozmowa Pań z „wiejskich matek”:
– Ja pamiętam że jak szło się obok pola na którym ktoś robił to mówiło się „Panie Boże dopomóż” a odpowiadało „Panie Boże zapłać”
– No w końcu przypomniałaś mi, a cały czas myślę co się mówiło, gdy szło się do kogoś zbierać ziemniaki.
– Też to pamiętam! A raczej ty mi przypomniałaś! Jak jeździliśmy z dziadkami na pole to każdej spotkanej osobie, nawet z daleka tak wykrzykiwaliśmy.
Jako już jandrzejmama dorzucę od siebie, że jako mała dziewczynka, wracająca ze szkoły, gdy wchodziłam do domu rodzinnego mówiłam: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Do dziś nie pamiętam kto mnie tego nauczył, ale nawyk pozostał.
I tak na koniec ten mój kochany „samopas” – który zawsze mi się kojarzył jako takie dziecko co się samo pasie, w sensie je co chce 😉 i daleko od moich wyobrażeń nie odstaje, bo to po prostu ktoś wolny, beż żadnej kontroli.
Kojarzycie te wyrazy?
Dałam dziś te bardzo popularne. Już niedługo będzie tego więcej. Zapraszam do wspólnego wspominania.
Pozdrawiam.