Wcale nie taki wielki powrót…
Wracam. Można by rzec, że odradzam się niczym feniks z popiołów…. A gówno prawda. To znaczy jakiś tam płomień był, ale wiecie… Żarło żarło i w końcu zdechło. I próbuje wrócić na blog z jakąś petardą. Szukam jej w głowie już kawałek czasu. Odwiedzam ulubione miejsca, na kamieniach medytuje i czuję jak mój umysł pokazuje mi środkowy palec. Serio byłam w szoku jak zobaczyłam, że od powstania ostatniego posta minął miesiąc. No bo jak to możliwe? Toż na tyłku nie siedziałam, o blogu wciąż myślałam… Nie da się przecież nie myśleć o czymś na co się ciężko pracuje od ponad 1,5 roku.
Jestem jakaś taka wypruta z pomysłów i pięknych ideologii, które staram się głosić. Jestem uczepiona do nie-myślenia jak nasze krowy do stanowisk – choć co i rusz nawet one są przecież na pole wyganiane…. Myślę sobie zatem, że i ja swą werwę pisarska na łąkę wygnam – niech pohasa wśród kwiatów…
A takiego wała!!! Nie chce!
To może pomysły chociaż malutkie, takie tycisieńkie na pole wypuszczę. Ja im pastereczką bym była, trawkę pod nosek bym nosiła, wody nalała…
A skąd!
I powiem zupełnie szczerze, że w chwili, gdy odcięłam się trochę od tego pisania to zrobiło mi się jakby lżej. Za tym blogiem pochłaniającym dość dużo mojego czasu jest jeszcze moje życie, które lubię. Zaś w momencie, gdy przestałam z oślim uporem otwierać laptop i pisać – odkryłam , że lubię moje życie jeszcze bardziej niż myślałam.
Po drodze odbyły się rzecz jasna żniwa, podczas których celowo nie piszę tekstów, bo kto mi te moje myśli „wypika”? Kto zadba, by zmęczenie i brak jasności umysłu nie wzięły góry? No i w tym czasie było jeszcze coś…
-„No to napisz żono co Ci zajęło tyle czasu. Napisz czemu jesteś taka wypruta” – stwierdził mąż, a męża z doświadczenia wiem, że czasami trzeba posłuchać. Czasami Panowie! Nie nakręcajcie się tym zdaniem za nadto proszę!
Podjęłam się poprowadzenia licytacji charytatywnych na rzecz potrzebujących osób w mojej gminie. Coś co miało mi zająć na oko 2 tygodnie – ciągnie się ze dwa miesiące. Na zamknięcie formalności z tym związanych będę musiała jeszcze chwilę poczekać. Odstawiłam na bok swoje życie, by zająć się czymś innym. Miało to być dla mnie ciekawe doświadczenie, za którym stała chęć pomocy komuś. Dlaczego to zrobiłam? Bo mogłam! Ot cała filozofia. Aczkolwiek nie sądziłam, że jestem w stanie między obrządkami i codziennymi obowiązkami w domu, przy dzieciach – napisać dziesiątki wiadomości, oficjalnych pism i wykonać masę telefonów z prośbą o pomoc. Jestem z siebie dumna! To akurat nie grzech. I jestem dumna z ludzi, którzy mi pomogli.
Jeśli zaś miałabym się pokusić o parę wiejskich wniosków to uważam, że my – ludzie wsi jesteśmy lepsi niż CSI czy całe zastępy detektywistyczne tego Pana z kwadratem włosów na głowie. Jeśli chcemy coś wiedzieć o danych osobach, jako weryfikacja danych wystarczy wykonanie paru telefonów, kilka rozmów przez płot czy kliknięcie kogo trzeba na portalu społecznościowym.
„Kto się tego podejmuje? Nazwisko proszę…” – z takim nazwiskiem tutaj ludzi na pęczki.
„Imię….” – iiii komora maszyny losującej jest pusta… Więc co? – następuje zwolnienie blokady… Rozpoczynamy losowanie. Na podstawie podanych wyżej weryfikacji zawsze wyjdzie odpowiedni numerek!!! – Gdy zsumujemy wszystkie informacje okaże się, że syn tego czy tamtego, albo szwagierka tych i tamtych daną osobę zna.
Działa to też w drugą stronę… „Komu trzeba pomóc?” – aaaa… i tu weryfikacji nie trzeba, jest tylko pełna mobilizacja. Nie musimy klikać i dopytywać. Wystarczy działać. Tutaj nie ma dylematu czy ta pomoc rzeczywiście jest potrzebna, bo przecież my już o tym dawno słyszeliśmy, już dawno o tym wiemy. Kwestia jest tylko taka – czy chcemy pomóc.
Jaki z tego morał? Wadą życia na wsi jest to, że wszyscy się znamy. Ale… Zaletą życia na wsi jest to – że wszyscy się znamy. Medal ma dwie strony, a kij ma dwa końce. Znacie to?
Miałam wrócić z wielką pompą. Dla mnie wielka pompa jest wtedy, gdy temat wydaje mi się ciekawy, a tekst wystarczająco dobry – taki na miarę moich możliwości. Póki co wiem tyle, że jestem zmęczona.
I czekam na ten pomysł. Czekam na ten swój powrót. Licząc, że i Wy zechcecie jeszcze trochę poczekać.