„Dziedzic”

Około 3 lata temu wybrałam się z mężem-rolnikiem na zabawę do pobliskiego klubu. Między pląsami na parkiecie mój luby spotkał kolegę po fachu i wymieniali się wzajemnie nowinkami (bo przecież nie plotami) ze świata towarzyskiego. Były to oczywiście tematy a`la „co słychać u tego, a co u tamtego”. – „No, a co słychać u Ciebie?” – rzekł rozmówca mojego męża. Lubemu w trybie natychmiastowym klatka piersiowa urosła ze 20cm. Tak się zaciągnął dumą, że jak się w końcu wzniosłym głosem odezwał, to jego barwy głosu nie poznałam. „Syna mam” – odrzekł mój rolnik (pal go licho żona w końcu). Co na to jego rozmówca? Spojrzał się na męża mego z czcią i podsumował sprawę jednym jakże znaczącym słowem: „dziedzic”.

Szczękę zbierałam z podłogi krótką chwilę. Myślałam, ze może jest to rozmowa typu „choć porobimy sobie jaja”. I wiecie co? Oni se jaj wcale nie robili. Ja absolutnie nie wykluczam tego, że któryś z synów zechce w gospodarstwie kiedyś pracować. Jednak sądziłam, że tego typu podejście do kwestii posiadania potomka płci męskiej na wsi to obecnie lekki przeżytek. Okazuje się, że nie.

Na tym świecie są bowiem starsi rolnicy posiadający same córki. Ich moim zdaniem można podzielić na dwie kategorie. Pierwsi lamentują, gdy tylko nadarzy się okazja, podkreślając jak to ich życie skrzywdziło, bo dziedzica brak, a córki się nie nadają. Dlaczego? Bo się nie nadają i koniec. Drudzy – bardziej postępowi, cieszą się, że mają „dziedziczkę”, no po prostu dziecko i żyją w spokoju i względnej radości.

„Ja póki co nie mam syna, który mógłby przejąć gospodarstwo. Dobrze wiesz, że w społeczeństwie wiejskim to problem”.

„Wytyka mi się, że mamy córki, chłopów do roboty w przyszłości brak”.

„To, że mam córki podobno jest problemem. Ty masz synów to masz spokój”.

Spokój to ja mam jak  synowie zasną moje drogie. Fakt zaś, że nie będę miała w przyszłości komu pleść warkoczy podobno powinien nie dać mi spać po nocach. Ot, taki chichot losu.

Znam jednak przypadki, gdzie rolnik mający 4 czy 5 synów, mocno się zdziwił, gdy na jego hektarach po latach nie było komu pracować. Posiadanie potomstwa z trzema nogami nie daje zatem gwarancji, iż gospodarstwo przetrwa… Jakież jednak zdziwienie (w sensie pozytywnym) ogarnęło farmerów, którzy na córki nie liczyli w tej kwestii, a dziedziczkami zostały.

Spytałam męża z czym kojarzy mu się słowo „dziedzic”? – „Pan na włościach” – wiecie… Taki pan z dużą posiadłością, gdzie trzeba dobrze zakasywać rękawy, by dobrze to nie tylko wyglądało, ale i prosperowało. Pomijając fakt, czy rodzeństwu z tego też coś „skapło”.

Ustalmy jednak jaki jest to „pan”. Nie taki przygłupi z jedyną obcykaną umiejętnością w postaci trzymania wideł w rękach. Współczesny dziedzic to „człowiek z jajami”, ale takimi jajami mentalnymi przede wszystkim. Ogarnięty życiowo. Mający łeb na karku. W innym wypadku tej całej fizycznej krzątaniny z papierologią do kwadratu w tle, człowiek prowadzący gospodarstwo, po prostu by nie wytrzymał. Pań-dziedziczek też to dotyczy. Dziedziczki też są super!

 

 

 

0 thoughts on “„Dziedzic”

  1. Ania pisze:

    A widzisz u mnie jak po dwóch córkach urodził się syn, to tatuś pęka z dumy, cała wieś się cieszy i gratuluję, ba, cała parafia cieszy się nawet bardziej niż my. A ja się po prostu cieszę że wkoncu mam dla kogo zakładać koszule, muchy, szelki… Jak ktoś się pyta i co się Urodziło, mówię że syn, to każdy reaguje „o dziedzic”.

    1. jandrzejmama pisze:

      A my się głowimy jak na imię nadać synowi. Jak i tak każdy przechrzci na „Dziedzica” 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *