W czasie suszy szosa sucha

Chcąc wytłumaczyć  namacalnie o co chodzi w dzisiejszym tekście, postanowiłam cofnąć się kilka miesięcy wstecz do tego co działo się na fanpage`u jandrzejmamablog. A jak się za małżonka radą okazało musiałam sięgnąć pamięcią jeszcze dalej. Zastanawiałam się od czego by tu zacząć, żeby udało się przekazać to co na wsi i tak wszyscy wiedzą. Jednak odpowiedź na moje rozterki była przecież cały czas tu gdzie tworzę te swoje wiejskie wypociny.

Na początku sądziłam, że zaczęło się od bałwana, ale nie… Mąż uświadomił mnie, że zalążki tego co się święci w tym roku były już  zeszłej jesieni… Opadów tyle co nic, kałuż jak na lekarstwo, błotka do zabawy dla dzieci wiecznie przy mało. Jest to jakby istotne… Na polu, które my określamy mianem „na błotku” (o określeniach naszych pól pisałam TUTAJ), mój mąż za młodu tarzał się w stojącej tam wodzie, gdy jego tata pracował. Obecnie nazwa tegoż miejsca ma niewiele z nim wspólnego. Dlaczego? Sucho… Bardzo sucho. Jedak uczepię się tego pamiętnego zimowego bałwana,  a właściwie jego atrapy, do której stworzenia zmusiło mojego męża samo życie. Drewniany bałwan stanął bowiem koło naszego domu gdzieś w granicach Sylwestra. Z pięciu pieńków, izolatorów i kawałka łańcucha powstało stworzonko, które prawidłowo powinno powstać ze śniegu. Powinno… Jednak nie było to absolutnie możliwe, gdyż zima na przełomie 2019/2020 była zimą tylko z nazwy. Powiem Wam, że do dziś nie dowierzam, że nie zrobiliśmy dzieciom kuligu. Śnieg spadł raptem dwa razy. Pierwszy raz, gdy leciały z nieba płatki śniegu, moje pociechy wyrwały z domu z prędkością światła. Cudem zdążyłam założyć im buty. „Mamo lepimy bałwana?”- zapytał rozemocjonowany starszak.  „Synku jest za mało śniegu. Nie martw się jeszcze ulepimy nie jednego w tym roku”. – Gdybym wiedziała, że to co mówię to totalna bzdura, to zbierałabym z synem śnieg z całego podwórka, by chociaż jeden bałwan nacieszył chłopakom oczy. Drugi śnieg padał wieczorem, gdy dzieci kładły się do snu. Miałam nadzieję, że utrzyma się do rana. Nie utrzymał się… Oczywiście taki drewniany bałwan nie był żadną nowością na wsi. W Internecie aż roiło się od tego typu „konstrucji” z drewna bądź bel, czy jak kto woli – balotów. Niby to było ciekawe, trochę zabawne… Ale to był taki wiejski śmiech przez łzy.

„zimowe zabawy” 2020

Potem próbowałam zebrać jakieś wspominki o tym jak wyglądała zima kiedyś, a jak wygląda to teraz… Jednak jakoś nie dowierzałam w to co się dzieje za oknem. Ja pamiętam doskonale zimy w czasach, gdy byłam małą Karolinką. Ludzie śniegu miałam po kolana!!!!! A że za dzieciaka wzrostu miałam nie za dużo, to możecie się domyślić, gdzie te moje kolana były 😉 Jednak było go zdecydowanie więcej, długo się utrzymywał i dawał dużo radochy. „Zima będzie na święta… Wielkanocne”… – orzekł mąż. Jednak coraz bardziej nachodziła nas myśl, że skoro nie ma mroźnej zimy, to jaka wiosna i lato nas czeka? Ziemi taki brak śniegu raczej nie pomoże. Jednak nie będę wypowiadać się jak to wygląda pod względem naukowym. Coś tam oczywiście czytam na ten temat, ale nie czuję się ekspertem.

Wyznacznikiem tego cóż to będzie za rok jest również w mojej wiosce rzeka Brok, która tutaj płynie. Choć czasem mam wrażenie, że ona sobie po prostu spokojnie stoi. Wielu gospodarzy zrobiło własne kładki, by móc przejść na drugą stronę rzeki. Nasza o tej porze roku powinna być już kawałek czasu pod wodą. Jednak stan rzeki jest tak niski, że nie zapowiada się na to, by idąc przez nią udało się przynajmniej stopy zamoczyć.

Sianie zboża i kukurydzy też były dla nas bardzo ciekawe. Właściwie dla mojego męża, który był tak najedzony kurzem, że czasami się zastanawiał czy ma chęć dodatkowo na obiad. Wracał z kilogramami kurzu na twarzy i ubraniu. Ja zaś głowiłam się czy przez przypadek nie wyszłam za mąż za górnika.

W kwietniu już dyskutowano na temat suszy w tym roku, bo o tym czy susza będzie to nie ma co deliberować. Ona już jest. Choć w momencie, gdy mąż stwierdził, że przecież o tym właśnie powinnam napisać, u nas zaczęło padać. Deszcz ciągnął się przez 6 dni. Gdy się skończył zadałam mojemu ekspertowi fundamentalne pytanie: „Mężu deszczu starczy?” – „Na razie”. W międzyczasie przymrozki, w maju również sypał śnieg. Plejada atrakcji. Trochę się czuję jakby spadło na nas kilka plag egipskich. Takich plag w wiejskim stylu.

maj 2020

Jesteśmy uzależnieni od pogody, na którą wpływu nie mamy. Nawet na wkurzoną, nieobliczalną kobietę przecież idzie jakoś wpłynąć, czyż nie drogie panie? Jednak powiem Wam, że 4 pory roku jakie nieraz obserwowałam w ciągu jednego dnia, uświadamia mi, że pogoda to największa zołza jaką znam. Nie idzie jej wytłumaczyć, że tu chodzi o miesiące naszej ciężkiej pracy. Tym bardziej uwidacznia się fakt, że z rolnictwem jest jak ze ślubnym kobiercem – na dobre i na złe, kochaj albo rzuć, va bank, tak kocha się tylko w filmach… I co by tu jeszcze? Aha… życie życie jest nowelą…

A to wszystko z pozoru problemy rolników, ale to również problem mówiąc górnolotnie „całego narodu”. Jeśli nasza praca pójdzie na zmarnowanie, ceny w sklepach będą wbijać konsumentów w ziemię. Będzie bolało.

A teraz przekażę pałeczkę czytelnikom. Z tym, że wypowiedzi pochodzą z czasów odległych ileś tam dni. Być może popadało? Najpierw coś dla Pań…

„Oooo, to jak już tak siejesz, sadzisz i „latasz po polu” to może się kiedyś pochwalisz jak znajdziesz czas co tak sadzisz i siejesz, jakie to drzewa, jakie warzywa, jakie szczególnie preferujesz ? Czy zachowujesz to sąsiedztwo roślin i warzyw, jakie kwiatki itp.”– i tu chwilę urwę wypowiedź. W tym roku nie zaszalałam z sianiem warzyw, a nawet pomocą przy tym. O powodach może kiedyś napiszę…
„Sucho jest to fakt, u mnie pod Lublinem ani kropli deszczu, coś trzeba wsiać, ale strasznie sucho, bez podlewania chociaż minimalnego nie pójdzie, cebula dymka posadzona, drobna cebulka zwana ruską lub czosnkową też, posiana rzodkiewka, sałata, szczypiorek, ale sucho, kwiatki w sumie też. Część do gruntu, część do doniczek, pomidory słabo to słabo, ale jakoś rosną, papryka też- niech jeszcze rosną jeszcze mają czas na posadzenie w polu”.

„Ogólnie masakra. Mam 6 ha żyta hybrydowego na 6 klasie to wypaliło w pień. Dobrze że z tego nie żyję bo jak tu dziecku powiedzieć że NIE ma”.

No i podsumowanie wiosny przez mojego męża: „tragedia”.