Za co nie lubimy wsi?

„Za co nie lubimy wsi?” – Zanim wzięłam się za ten temat już czułam w kościach, że będzie ciekawie. Dlaczego? Odpowiadając na te pytanie troszkę walimy do własnego gniazda, bo niby jak to inaczej porównać? Z drugiej strony jakby nam się tak wszystko tutaj podobało, to też byłoby to sztuczne i po prostu słabe. Początki pisania o wadach życia na prowincji były trudne. Sprawa jest o tyle ciekawa, że ładnych parę osób nie wiedziało co uwzględnić w tym temacie. A pytałam o to ludzi, którzy opowiadali wcześniej za co wieś kochają.
Za co nie lubisz wsi?
„Nie wiem. Nie pomogę”.
„Nie wiem Karolina”.
„Nie mam pojęcia. Nigdy tego nie rozkminiałem”.
Pojawił się nawet w odpowiedzi filmik, na którym Collin Farrell zrezygnowany rozkładał ręce. – Myślę sobie… a to Ci pościk napiszę… Będę musiała to pociągnąć sama. Nie dziwi mnie to jednak, bo tego typu podejście do życia na wsi bardzo lubię. Grunt to doceniać co się ma, nie kalkulować czy gdzieś byłoby nam lepiej. Na coś jednak udało mi się natrafić: „Zacznę od tego, że nie nazwałabym tego, że za to nie lubię wsi, ale oczywiście są pewne kwestie, które są irytujące. Najbardziej drażni mnie chyba fakt, że ciężko tu o zachowanie prywatności, w tym sensie, że wszyscy o wszystkim wiedzą, a sami zainteresowani dowiadują się na końcu. Ludzie za bardzo czasami interesują się sprawami swoich sąsiadów, tworzy się atmosfera tanich sensacji i plotek”. – O tzw. monitoringu osiedlowym pisałam tutaj„Smuci mnie też podejście, które na wsi można często spotkać, a które dotyczy zwierząt. W wielu gospodarstwach psy czy koty są traktowane jak przedmioty, wyrzucane, bite, głodzone, a tak nie powinno być”. – Osobiście nikt przy mnie nad zwierzętami się nie znęcał. Aczkolwiek jest na pewno podejście takie, że jeśli mamy mieć psa, to ma być duży i przydatny. Koty? Mają dbać, by koło domu nie kręciło się dużo gryzoni. Każdy ma swoje zadanie… Zwierząt też to dotyczy.
„Minusem jest też fakt, że na wsi bez samochodu ani rusz, właściwie wszędzie stąd trzeba dojechać, co nieraz bywa uciążliwe, zwłaszcza zimą. I chyba tyle mi do głowy przychodzi”. Podobne odczucia ma znajoma nr 2:
„Za to, że trzeba jechać do „wielkiego” miasta i spędzić tam cały dzień (i to tylko raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie) żeby coś załatwić”. Co jeszcze?: „Za to, że zazwyczaj mieszka się wielopokoleniowo, czyli z teściami, a to nie lada wyczyn. […]” – O poruszenie tego typu tematu byłam nieraz proszona. Przyznaję bez bicia, że absolutnie się go nie podejmuje. Z szacunku do wszystkich rodziców chodzących po ziemi. Jacy by nie byli…
„A i nie lubię jeszcze tego że „Kazik już poorał, zasiał a ja nie byłem pierwszy…” za ten wyścig szczurów jaki teraz panuje na wsi, bo „Stasiek nowy ciągnik sobie kupił, pewnie wygrał w lotka, bo niby skąd on miał mieć pieniądze…” Kiedyś jeden drugiemu i na polu pomógł w tak zwanych „tłokach”, a teraz ludzie po pierwsze nie mają czasu, a po drugie to nawet nie chcą z zazdrości pomóc … – Czasy się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Wieś też się zmienia… Nie jest to co prawda taka sama wieś jak ta, w której ja się zakochałam, ale to ile zostanie zachowanych „wiejskich przyzwyczajeń i wartości” zależy tylko od nas samych. Czyż nie?
Kolejna osoba zwróciła uwagę na zupełnie inną kwestię: „A propos schematów to wieś można interpretować różnie. O co mi chodzi? Trzy km od nas jest wieś po byłym Pgr. I co tam lubić? ,,czworaki”, czyli smutne czterorodzinne domy. Zero rolników. Ludzie pracują w mieście lub żyją z Mopsu. Jakaś szopka koło domu, a rozrywka to sklep czynny cztery godziny…. Takiej wsi nie lubię… Nie lubię…” – A powiedziała to słuchajcie żona rolnika, która tak bardzo nie lubi „nudnej” wsi, że organizuje dzieciom z wioski ogniska, szykuje dla nich paczki świąteczne zakupione za pieniądze otrzymane od wyszukanych przez nią samą sponsorów. Na wsi coraz więcej ludzi, którzy chcą od życia brać garściami. I ja właśnie takich ludzi i taką wieś kocham. Ale o wiejskich miłostkach pisałam wcześniej, więc wracamy do meritum: „No i mrozów. Dziś rano -11 i zgarniacz do gnoju mi zamarzł. Ludzie w mieście ewentualnie muszą szyby skrobnąć”. – Parę dni temu z mężem około godziny rozkrywaliśmy kukurydzę, by móc ją zwieść do obory. Strata czasu? No… Rozkryć trzeba, samo się nie zrobi. A szczerze powiedziawszy, skrobanie szyb w aucie przy tym to prawdziwa przyjemność…
I wchodzimy teraz w prawdziwe wiejskie bagno: „Za brak chorobowego, za brak urlopu macierzyńskiego. Za to, że przy gospodarstwie z krowami dojnymi nie ma niedzieli, ale wbrew pozorom nie brakuje mi urlopu wypoczynkowego”.
„Za głupie poglądy ludzi, którzy tam mieszkają, takie zaściankowe. Za brak możliwości rozwoju np. jakieś zajęcia dodatkowe, brak możliwości innej pracy niż rolnictwo i mega uwiązanie zrównane z brakiem wakacji, a nawet brakiem świąt czy weekendów”. – I tutaj, by jakoś się wybronić, dopytałam kolegę: A myślisz, że te zaściankowe poglądy dotyczą tylko pokolenia naszych rodziców wzwyż? Czy nasze pokolenie „mądrzeje” czy ciągniemy spuściznę po starszych?
„Myślę, że jednak bardziej pokolenia rodziców i wzwyż, bo młodzież ze wsi coraz częściej się kształci, idzie na studia, a tam poznaje ludzi z różnych stron o różnych poglądach, co ich w dużej mierze kształtuje i jednak zmienia ich podejście”. – Z tym się absolutnie zgadzam. Kształcimy się, podróżujemy, poznajemy nowych ludzi, świadomie decydujemy się na życie na wsi. A jest ono pod pewnymi względami bardzo wymagające.
Czego ja nie lubię na wsi?
Nie lubię ograniczeń jakie siedzą w naszych głowach, o czym wspomniałam w tekście „Zadupie”. Nie lubię, gdy małżeństwa kłócące się o rzeczy ważne i mniej ważne, zamiast porozmawiać z sobą szczerze mówią, że wina leży w gospodarce, bo gdyby nie ona to życie byłoby cacy. Nie lubię, gdy kobiety mówią: „kocham go, ale nawet jakbym poszła tutaj gdzieś do pracy, a on by pracował na roli, to ja nigdy nie zarobię tyle ile zarabiam w mieście”. – To chodzi o samorealizację, chęć rozwoju, czy o kasę? Nie lubię, gdy po raz wtóry słucham opowieści jak to facet nie może znaleźć żony, bo gospodarka, bo smród, bo uwiązanie. A miłość to co? Mit? No ale to akurat temat a`la kij w mrowisku. Dlaczego? „Nie prawda Karolina” – rzekła ostatnio moja koleżanka, żona rolnika. „U nas rolnicy nie mają problemów ze znalezieniem żon”. A kolejny znajomy pisze: „Niestety tak często bywa, że nawet jeśli (rolnik) pozna fajną dziewczynę, to po pewnym czasie padają słowa albo wieś albo ja. Mogę potwierdzić że nic nie wymyślasz, to jest mega problem chłopaków ze wsi, i ciężko go rozwiązać”. I bądź tu człowieku mądry…
Nie lubię… pisać o tym czego we wsi nie lubię 🙂
Dlaczego to robię? Bo to akurat temat od czytelnika! A dopóki zaproponowane tematy nie dotyczą matematyki, fizyki kwantowej, chemii i innych tego typu rzeczy, to ja się ich podejmuję. Nikt przecież nie mówił, że zawsze będzie łatwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous article

Pan Wirus i skruszona matka

Next article

Hoł, hoł, hoł…